wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział I Bine aţi venit!*

Zimno. Bardzo zimno. I ta cisza, zupełnie nic. Jakby wszystko zniknęło. Może nie żyje? Nie, tępy ból nie pozostawił złudzeń. Ledwo żyje, ale jednak. Spróbował otworzyć oczy, nie, pieką potwornie. To może uda mu się znaleźć różdżkę. Prawa ręka drgnęła nieznacznie, ale przeszywający ból nie pozwolił mu kontynuować, pewne jest złamana. W kilku miejscach. No pięknie. Lewa ręka? Zdrętwiała zupełnie. Nie miał sił, by próbować poruszyć nogami. Jeszcze raz spróbował otworzyć oczy. Powoli. Zobaczył niewyraźne czarno-białe kształty. Zamknął je z powrotem. Ponownie otworzył, teraz lepiej. Niebo, jasne niebo. Wirujące małe punkty, to chyba śnieg. Tak, to jest śnieg. Poczuł, że cała jego szata jest przemoczona, musiał więc leżeć w śniegu dość długo. Rozejrzał się uważniej i dostrzegł wysokie drzewa iglaste. Czyli znajdował się w lesie. Cudownie. Szkoda tylko, że nie ma pojęcia dokładnie gdzie. Ostatnie co pamięta to aportacja, kilka razy crucio, a potem ciemność. Starał się odetchnąć głęboko, ale gdy poczuł ogromy ciężar w klatce piersiowej, a z jego ust wydobył się charkot zrozumiał, że ma też złamane żebra. No cóż, albo znajdzie swoją różdżkę i spróbuje doprowadzić się do w miarę normalnego stanu albo umrze tu, gdziekolwiek właściwie jest. Jego rozważania przerwało wycie. Wilki. Nie wiedział dokładnie skąd dochodzi ten niepokojący dźwięk, ale czuł, że nie jest to zbyt daleko. Czyli zginie zjedzony przez wilki, gdyby tylko mógł znaleźć swoją różdżkę może miałby szansę się obronić. Chociaż i tak nie mógłby rzucić żadnego uroku, bo przecież ręce odmówiły posłuszeństwa. I do tego tępy ból rozsadzający czaszkę od wewnątrz. Znów otworzył oczy. Nadal padał śnieg, wycie było coraz wyraźniejsze jakby wilki się zbliżały. Pewnie wyczuły zapach krwi, a stracił jej dość dużo. Warczenie. Są już bardzo blisko, mógłby przysiąc, że czuje jak wilgotny nos zwierzęcia obwąchuje jego dłoń. Nie miał już sił ani ochoty otwierać oczu. Nagle usłyszał znaczące skrzypienie śniegu, jakby znajdujące się nieopodal zwierzęta rzuciły się do ucieczki, warczenie, głuche uderzenia i piszczenie zaatakowanych drapieżników. Po chwili znów zapadła cisza. Skupił się i postanowił, ignorując ból, otworzyć oczy. Jedyną rzeczą, którą udało mu się zobaczyć nim stracił przytomność były źrenice w kolorze płomiennego bursztynu.
* * *
Nie wiedział ile czasu spał i gdzie się znajduje, pierwszą rzeczą jaką odczuł był ból, ale mniejszy niż wcześniej. Po chwili poczuł, że nie znajduje się na zewnątrz, tylko w pomieszczeniu. Ciepło. Nigdy nie sądził, że zwykły fakt, że jest mu ciepło sprawi mu tyle radości. Poruszył prawą ręką, chyba jest w temblaku, w każdym razie jest usztywniona. W lewej dłoni mógł zgiąć bez problemu palce. W końcu wziął głęboki wdech, mimo lekkiego bólu w klatce piersiowej, i otworzył oczy. Ujrzał baldachim, czyli leży w łóżku z baldachimem. Zaczyna robić się ciekawie. Ostrożnie obrócił głowę i rozejrzał się. Znajdował się w niewielkim pomieszczeniu urządzonym dość przytulnie, obok łóżka znajdował się stolik nocny, na nim wszelkie przyrządy do porannej toalety, a także wazon z czerwonymi różami. Dalej wygodne dwa fotele, stolik, a na nim kilka książek, kałamarz, pióro i pergaminy. Po chwili dostrzegł dużą klatkę, a w niej sokoła. Czyżby używano go do przekazywania korespondencji? W kominku wesoło trzaskał ogień. Westchnął. Jego ciekawość kusiła go, żeby wstać i dalej rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale zdrowy rozsądek przypomniał mu, że znajduje się w niewesołym stanie. Ktokolwiek go tu przeniósł, nie tylko znał się na medycynie i na magomedycynie, ale też chyba się zorientował, że lubi czarny, bo jego przemoczone rzeczy zastąpiły świeże, lekkie szaty w tym właśnie kolorze. Spojrzał jeszcze raz na stolik nocny, przymknął oczy i nawet nie zauważył, kiedy odpłynął w krainę snów.

Obudził się po, jak mniemał, kilku godzinach. Jak tylko otworzył oczy i spojrzał w lewo ujrzał stolik, a na nim talerz zupy, drugie danie (jakieś dziwne mięso zawinięte w kapustę z jakimś rodzajem kaszy), sałatkę z ogórka i pomidora, herbatę i wino. Zastanawiałby się dłużej nad tym czy zjeść i czy przypadkiem dania nie są zatrute, ale głośny dźwięk dochodzący z żołądka wygłuszył wszelkie rozsądne myśli. Posilił się, a jedzenie okazało wyjątkowo dobre. Kasza okazała się typowym daniem dla południowo-wschodniej Europy. Wypił herbatę, zieloną, aromatyczną herbatę, prawie tak dobrą jaką był przyzwyczajony pić w domu. W Hogwarcie nie było takiego wyboru, a szkoda. Na sam koniec stwierdził, że nie będzie sobie żałować, skoro ktoś postawił na stole kieliszek i wino. Jak ma być zjedzone to i wypite. Ktoś, kto zafundował mu tak syty posiłek również rozwiązał sprawę korka do wina. Było ono odkorkowane i zamknięte na specjalny zatrzask, którego zdjęcie, mimo tego że miał jedną rękę usztywnioną, nie było problemem. Kiedy nalał sobie kieliszek jego maniakalne uwielbienie dla książek zaczęło go kusić, by podniósł się i obejrzał te, które leżały na stoliku. Odstawił kieliszek i podpierając się mniej poturbowaną ręką wstał. Czuł lekkie drżenie w nogach, ale gdy zrobił kilka kroków nieprzyjemne wrażenie minęło. Zbliżył się do stolika i gdy chwycił pierwszą z książek usłyszał głos za swoimi plecami, damski głos:
- Widzę, że czujemy się już lepiej. – natychmiast się odwrócił. Jego oczom ukazała się kobieta w wieku około 20-30 lat. Miała blond włosy sięgające za ramiona, musiała właśnie wrócić z podróży lub spaceru, bowiem były one lekko zmierzwione i skręcone w delikatne fale, zapewne pod wpływem wilgnego powietrza. Miała na sobie prosty, czarny gorset typu over-bust, a pod nim białą bluzkę z szerokimi rękawami ozdobioną starannym, czarnym haftem. Spodnie do jazdy konnej miała wpuszczone w buty o wysokiej cholewie, oczywiście na obcasie. Nie mógł on ocenić dobrze ile ma wzrostu, pewnie była niższa od niego, ale nie za wiele. Wzięła do ręki kieliszek napełniony winem, z którego nawet nie zdążył upić łyka i zaczęła się nim bawić. Dopiero wówczas zareagował:
- Tak, czuję się już znacznie lepiej. – spojrzał jej prosto w oczy. Gdzieś już je widział, tak charakterystycznego spojrzenia nie mógł nie zapamiętać, ten kolor. Zamrugał kilkakrotnie. No tak, ognisty kolor bursztynu. Przypomniało mu się, kiedy je widział po raz ostatni. – To Ty znalazłaś mnie, tam w lesie, nieprawdaż? – zapytał.
- Owszem, byłeś na dobrej drodze, by stać się pokarmem dla wilków. Mam nadzieję, że nie zniszczyłam twoich marzeń i aspiracji… - jej usta wykrzywiły się w kpiącym uśmieszku. Oj, już czuł, że rozmowa z nią może być jedną z ciekawszych, jakie do tej pory miał (nie)przyjemność prowadzić.
- Dziękuję, moje plany życiowe mają się zgoła inaczej. -  uśmiechnęła się na dźwięk tych słów i podeszła do niego. – Gdzie moje maniery? Zapomniałam się przedstawić, jestem gospodarzem tego zamku jak i okolicznych ziem, Vespera A. Ecaternia Lovinescu. – wyciągnęła w jego kierunku dłoń, on zaś nawykły do dawnych zwyczajów, ujął ją delikatnie i pocałował jej wierzch. Zauważył, że ma szczupłą i zadbaną dłoń, długie, zgrabne palce. Serdeczny palec wieńczył pierścień rodowy z herbem: smokiem, który miał owinięty ogon wokół własnej szyi.
- Severus, Severus Tobiasz Snape. – odpowiedział i skłonił się. – Dziękuję za pomoc. – oparł się o stół, jednak za wcześnie było na taki spacer, jego ciało nie było gotowe na taki wysiłek. Nie chcąc wyjść na słabeusza postanowił usiąść w fotelu nie zważając na to, że najpierw powinien poczekać aż ona, jako kobieta, to zrobi pierwsza. Wystarczy kurtuazji jak na jeden raz.
-Widzę, że jeszcze nie odzyskałeś w pełni sił. – rzekła i postawiła na stole przed nim mały, ciemnoniebieski flakonik. – Wypij to, a ból zelżeje i szybciej wrócisz do zdrowia. Tymczasem musisz mi wybaczyć, obowiązki wzywają. – odwróciła się i wyszła z pomieszczenia. Mimo że miała buty na obcasach nie usłyszał ani jednego stuknięcia, gdy szła do wyjścia, zupełnie jak kot. No nic, westchnął, wziął do ręki fiolkę i otworzył. Zanim jednak się napił powąchał jaki wydziela zapach. Jako Mistrz Eliksirów miał wyczulone zmysły, zwłaszcza powonienia i dotyku, co pomagało w przygotowywaniu wywarów. Poczuł słodko-gorzką woń, trochę przypominającą czekoladę, potem zapach czegoś kwaśnego i ostrego. Żaden z tych zapachów nie przypominał mu nic niebezpiecznego i trującego, bo takie składniki zawsze wydzielały specyficzną woń, którą trudno było zniwelować. To dlatego przygotowanie dobrej trucizny było nie lada sztuką. Położył się z powrotem do łóżka, wypił całą zawartość naczynia i położył się spać. I tak nie miał nic lepszego do roboty, ani też sił by rozejrzeć się trochę po miejscu, w którym się znajdował. Nim odpłynął w krainę snów zaczął się zastanawiać jak duży musi być zamek, w którym jest i czy imię Vespera ma jakieś znaczenie. Przekręcił się na prawy bok i zasnął głęboko.
* * *
Obudził się następnego dnia pod wieczór, jedynym co mu dokuczało to niewielki ból głowy. Dłonie sprawne, na ciele pozostało kilka siniaków, ale poza tym czuł się nadzwyczaj dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze przedwczoraj był w stanie agonalnym. Wywar, który wczoraj podała mu Vespera musiał być nie tylko silny, ale też znakomicie przygotowany. Czyżby też była jednym z Mistrzów Eliksirów? Na stoliku przy łóżku stał znów posiłek, zjadł szybko. Ku jego zaskoczeniu nawet tak niewielkie porcje były w stanie go nasycić. Zwykle jadał dość dużo, co ku zdziwieniu osób, które to widziały, nie odbijało się na jego sylwetce. Pracował zawsze dużo i często ponad siły, więc porcje jakie zjadał (a daleki też było od obżarstwa) musiały dostarczyć mu potrzebnej energii. Gdy wypił herbatę (tym razem owocowa), dostrzegł, że na wieszaku obok klatki dla sokoła (pusta) wisi ubranie identyczne z tym, które miał w zwyczaju nosić. Zadowolony postanowił się przebrać i udać na rekonesans po zamku. Tak jak myślał posiadłość musiała być duża, gdy otworzył drzwi od swojego pokoju ukazał mu się długi korytarz. Im bardziej zbliżał się do końca tym wyraźniej dostrzegał, że kończy się on galerią i schodami prowadzącymi niżej. Gdy już znalazł się na wysokości owej galerii nie zdążył spojrzeć co się dzieje poniżej, za balustradą, a usłyszał świst i kilka centymetrów przed jego nosem zatrzymała się, wbijając się w drewnianą ścianę, szabla. Szybko się odwrócił i zobaczył, że z miejsca, w którym się znajdował było widać dość duży salon, urządzony dość skromnie, ale skoro było to miejsce do trenowania walki bronią białą, lepiej by nie znajdowały się tam cenne przedmioty. Na środku stała Vespera, ubrana w strój do jazdy konnej. Buty z wysoką cholewą, czarne sztruksowe spodnie, jedynie luźna biała koszula z szerokimi rękawami zapewniała swobodę ruchów, której by nie miała mając na sobie dodatkowo żakiet. Koszula była zakończona niewielkim żabotem w który była wpięta rubinowa broszka. Kobieta na widok Severusa uśmiechnęła się lekko i nim zdążył cokolwiek powiedzieć podskoczyła i po chwili stała tuż przed nim. Dzieliło ich kilka metrów, a ona zrobiła to bez żadnego wysiłku, nawet nie westchnęła! Jednym sprawnym ruchem wyjęła szablę ze ściany i jak gdyby nigdy nic powiedziała:
-Dobry wieczór, Severusie. Mam nadzieję, że nie uszkodziłam twojej przystojnej buzi. – jej głos ociekał sarkazmem.
-Nie, a nawet gdyby, podejrzewam, że niewiele by to zmieniło. – postanowił ciągnąć jej grę
-Och doprawdy? Skąd taki brak pewności siebie u Mistrza Eliksirów…? – spojrzała mu prosto w oczy. Tego się nie spodziewał. Skąd ona wie…? I ile jeszcze wie? Jego zmysł szpiegowski wyostrzył się natychmiast, niedobrze. Bardzo niedobrze. Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie, ale nie mógł nic zrobić. Nie miał przecież swojej różdżki. Nagle ujrzał w jej smukłej dłoni odzianej w czarną rękawiczkę znajomy przedmiot:
-Tego szukasz, Severusie? – rzekła patrząc nadal prosto w jego oczy.
-Owszem, dokładnie tego. – odpowiedział beznamiętnie. – To moja różdżka.
-Ach tak… - powiedziała jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy z jakim przedmiotem ma do czynienia. – I bez niej jesteś bezbronny?
- Można tak powiedzieć, choć nie do końca. – odpowiedział. Niech wie, że stąpa po cienkim lodzie.
-Ach, w porządku. Jest ciekawie wykonana. – obróciła zgrabnie w dłoniach różdżkę i mu podała. Zamrugał ze zdziwienia. Przez tę chwilę naprawdę miał wrażenie, że mu jej nie odda.
-Obiad smakował ? – zapytała odwracając się do niego plecami i kierując swe kroki ku schodom, więc ruszył za nią.
-Tak, bardzo dziękuję – odrzekł lakonicznie.
- Zatem – rzekła i odwróciła się w jego kierunku rozkładając ramiona w geście powitania – cóż sprowadza ciebie do Rumunii? – otworzyła drzwi i ich oczom ukazał się niewielki gabinet połączony z biblioteką. Vespera uśmiechając się ni to przymilnie, ni to złośliwie wskazała dłonią fotel. Severus usiadł na nim wygodnie, zaś ona zajęła miejsce za dębowym, pięknie zdobionym biurkiem. Mistrz Eliksirów zauważył, że mimo zapewne wysokiej ceny, rzeczy znajdujące się tutaj wybrane były rozważnie, ze smakiem i daleko im było od spotykanego u osób zamożnych eklektyzmu. Jego rozważania nad estetyką wnętrz przerwał jej głos:
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie… - uniosła brew ku górze, a on o mało nie parsknął śmiechem, gdyż miał identyczną manierę.
- Cóż, moja wizyta nie była raczej planowanym wyjazdem…
- Spontaniczne wakacje? – spojrzała na niego rozbawiona.
- Można tak to ująć…
- Jak długo chcesz tu pozostać? – splotła palce, podbródek oparła o dłonie i wbiła z niego wzrok. Instynkt podpowiadał mu, że musi dobrze przemyśleć odpowiedź, a utkwione w nim spojrzenie bursztynowych oczu nie ułatwiało tego. Nabrał powietrza i już chciał coś rzec, a tuż przed nim wylądowała gazeta. Spojrzał na tytuł i zbladł. „Prorok codzienny”. Wielkie litery ułożone w wyrazy: Upadek Sami-Wiecie-Kogo! Pościg za zbiegłymi Śmierciożercami! Snape zamordowany?!

- Jak na martwego, jesteś całkiem ruchliwy… - uniósł wzrok. Vespera stała tyłem do niego i wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Zacisnął dłoń na różdżce, po raz pierwszy od kilku lat nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Mimo to wiedział, że ta cisza nie potrwa długo…

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*) rum. Witaj!
Na razie tyle. Czekam na opinie i komentarze. Pytania: http://ask.fm/SayaVespera

12 komentarzy:

  1. Przyznaje ,iż bardzo zaciekawiła mnie próbka tej historii, z góry zauważalne jest ,że choć jak powiedziałaś będzie to miniaturka to będzie to bardzo wyjątkowy i nietuzinkowy tekst z dużym wkładem własnym. Intrygują mnie okoliczności i tajemnicza kobieta imieniem Vespera. Tekst jest bardzo lekki i przyjemny, czyta się płynnie i szybciutko, zauważyłam tylko jedną rzecz która mi się nie podoba, mianowicie: ,,Nie wiedział dokładnie skąd dokładnie dochodzi ten niepokojący dźwięk''. Wybacz ,że Ci zwracam na to uwagę ale mnie to powtórzenie ,,dokładnie'' bardzo kuje w oczy. Poza tym jednym drobiazgiem rozdział mi się bardzo podoba i intryguje mnie. Czuje się zachęcona do czytania kolejnych części.

    Pozdrawiam, Oliwkowaa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz! Już zauważyłam niefortunne powtórzenie, jednak czytanie z ekranu komputera nie jest moją mocną stroną, skoro tego nie zauważyłam. ;P

      Usuń
  2. Pamiętam jak jakiś czas temu podesłałaś mi ten rozdział.
    Spodobał mi się oczywiście od pierwszego przeczytania i cieszę się, że zdecydowałaś się dokończyć tę miniaturę.
    Vespera to klasa sama w sobie. Cała jej osoba, zamek, sposób mówienia i niesamowite zdolności (ifyouknowwhatimean) czynią ją fascynującą postacią o której chce się czytać coraz więcej i więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mnie ucieszyło to, że wchodzę na bloga, coby zobaczyć, że chyba właśnie sama sobie nabiłam wyświetlenie, a tutaj komentarz od Ciebie! <3 Teraz sama widzę jak ważne jest poznać opinie innych osób, dłuższe niż "<3" Tym bardziej, że ta miniatura jest "rozgrzewką" do czegoś większego, dlatego zależy mi na uwagach odnośnie do stylu, słownictwa, co należałoby poprawić itp. Ach, chyba nadchodzi wena do III rozdziału! :D

      Usuń
  3. Jak na razie przeczytałem pierwszy rozdział i z pewnością jest to coś godnego uwagi. Dialogi są naprawdę... hmm... nie wiem jak to określić, są po prostu szalenie dobre! Cała sceneria też bardzo spoko ;) Postacie? Szczerze mówiąc to nigdy nie kochałem Snape'a aż tak bardzo, a aktualnie Twoja jego wersja nie jest mi jeszcze dobrze znana, więc się nie wypowiem. Co do Vespery, to czuję, że to naprawdę intrygująca, niebezpieczna i tajemnicza postać. Jeżeli chodzi o sam styl, to na początku trochę rzuciły mi się w oczy zdania, z których wiele było pojedynczych. Potem zdania się wydłużyły, co mi się spodobało, bo początkowo czułem jakby zdania były skandowane przez lektora w mojej głowie. Ale to zdecydowanie kwestia gustu ;)
    No i wreszcie błędy, których kilka wyłapałem (w sumie to nie wiem czy to błędy, po prostu mi to "zgrzyta" jak czytam, więc zwracam Twoją uwagę):
    -"Czyli zginie zjedzony przez wilki, gdyby tylko mógł znaleźć swoją różdżkę."- to zdanie wydaje mi się lekko niespójne.
    -"Skupił się i postanowił, ignorując ból, otworzył oczy." - uważam, że lepiej byłoby wstawić "otworzyć"
    -"Gdy się posilił, a jedzenie okazało wyjątkowo dobre, domniemana kasza okazała się typowym daniem dla południowo-wschodniej Europy." - powtórzenie + mały błąd logiczny, kasza mogła okazać się typowym daniem a jedzenie dobre w trakcie jedzenia, ewentualnie, gdy się posilił, mógł stwierdzić, że jedzenie było dobre itd.
    -"Wypił herbatę, zieloną, aromatyczną herbatę, prawie tak dobrą jaką był przyzwyczajony pić w domu, w Hogwarcie nie było takiego wyboru, a szkoda." - o Hogwarcie możnaby wspomnieć po średniku lub po kropce.
    -"Jego oczy zwięzły się" - a nie "zwęziły"?
    Trochę tego wyłapałem, ale możliwe, że jestem lekko przewrażliwiony, więc się nie przejmuj :D I na koniec jeszcze jedno: czym jest gorset over-bust i żabot? Tak to jest jak się jest facetem ;c. Jutro zabieram się za dwójkę, dzisiaj już chyba nie dam rady :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już naniosłam poprawki, mam nadzieję, że teraz jest dobrze. Przyznaję, błędy głupie i teraz mam ochotę tłuc głową w ścianę, że ich wcześniej nie zauważyłam. Uprzedzam też, mam tendencję do pisania długich zdań, jeśli nie chcę przyspieszać z akcją i lubię opisy. Często tak mnie nosi, że zanim zdążę przemyśleć dobrze sprawę już piszę. Taki brak koordynacji między palcami i mózgiem :D

      Usuń
    2. Długie zdania bardzo lubię, o ile są spójne i zrozumiałe, i o ile przecinki czy średniki są powstawiane w odpowiednie miejsca (ewentualnie w ogóle są). Sam mam z tym dość duże problemy i sporo pracy zajmuje mi potem sprawdzenie, żeby wszystko było odpowiednio powstawiane. Może dlatego tak mi się to rzuca w oczy :D

      Usuń
  4. Och, bardzo dziękuję! Teraz to dopiero widzę, makabra. Jutro (tj. dzisiaj) poprawię.
    Co do krótkich zdań miały one oddać napięcie sytuacji. Taka technika narracji.
    Ubolewa u mnie to, że bardzo, ale to bardzo często, nie widzę błędów czytając z komputera. Taka karma :C
    Za uwagi serdecznie dziękuję, czekam na komentarz pod kolejnym rozdziałem.

    Żabot:

    http://img.szafa.pl/ubrania/0/013139170/1355589366/luksusowa-biala-koszula-wloska-zabot-s-36-imperial.jpg

    Czyli takie śmieszne, ozdobne marszczenie materiału pod szyją.

    Gorset over-bust:

    http://www.restyle.pl/data/gfx/pictures/medium/1/6/361_1.jpg

    To typ gorsetu obejmujący biust. jest jeszcze under-bust, czyli kończący się pod biustem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy rozdział znakomity, zaraz zabieram się za drugi. :)
    Bardzo mi się podoba postać Vespery. Taki Sev wersja damska.
    Świetnie napisany rozdział, aż zmusza czytelnika do przeczytania kolejnego.
    Nie zauważyłam jakiś błędów jak moje komentarzowe poprzedniczki :D, ale to może dla tego, że szybko czytam, a im szybciej czytam tym mniej uwagi zwracam na błędy.
    Bardzo mi się podoba to jak Vespera się ubiera <3.

    Psycho <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, Sayo!
    Zabieram się za twoją miniaturę stosunkowo późno, ale jestem naprawdę bardzo zabiegana. Wybacz, że musiałaś tak długo czekać, jednakże nie zapomniałam o twoim tekście - wręcz przeciwnie, miałam cały czas w głowie ''przypomnienie'' :)
    A więc podzielę moją komentarzo-ocenę na dwie części. Pierwsza: fabuła i ogólny świat przedstawiony.
    Serwujesz nam bardzo enigmatyczną sytuację, umierający Snape, ratunek i ''źrenice w kolorze płomiennego bursztynu''. Przyznam, że bardzo lubię zwracać uwagę na takie szczególiki i mam nadzieję, że o tym bursztynie jest wspomniane w dalszych częściach. Mamy aurę tajemniczości, idziemy dalej. Dalej natomiast jest, w dalszym ciągu, tajemniczo, więc plus za to, że zachowałaś atmosferę. Mamy okazję poznać nieco bardziej Severusa. Zachowuje się wiarygodnie, szczerze mówiąc, gdybym była na jego miejscu, postępowałabym podobnie. Widać, że zwraca uwagę na szczegóły, jak zwykli to robić ludzie inteligentni. Konsekwentnie zachowany jego stan zdrowia również dodaje miniaturze plusa - trzymasz się tego, co napisałaś wcześniej. Urzekła mnie także elegancja, ale to już bardziej osobisty szczegół, po prostu lubię elegancję :) Dochodzimy do momentu poznania właścicielki bursztynowych źrenic, Vespery.
    O niej, aktualnie, mało mogę powiedzieć, gdyż jeszcze jej nie znam. Podoba mi się to, że jest pewna siebie i zna pojęcie dobrej ironii. Lubię postacie zdecydowane, wiedzące, czego tak naprawdę chcą. Vespera wydaje się być dokładnie taka, nie zauważyłam w niej niemrawości i tym zaskarbiła sobie moją sympatię. Muszę również dodać coś jeszcze - wielki plus, Sayo, za formę wprowadzenia własnej postaci do miniatury/ff'a. Ogromna ilość autorów ma z tym problem, gdyż najczęściej od takowych bohaterów zajeżdża na kilometr marysue'stwem, co może zabić nawet najlepszy tekst. Ty tego uniknęłaś, bo widzę w Vesperze człowieka i, przede wszystkim, kobietę. Co do jej wyglądu, moja wyobraźnia szaleje i, pomimo blond włosów, wizualizuje mi ją jako Annę z Van Helsinga. To pewnie przez ten gorset (mówię to jako właścicielka 37 gorsetów), który, w połączeniu z resztą stroju, gotuje nam specyficzny klimat, którym charakteryzuje się rozdział pierwszy. Począwszy od stroju Vespery, skończywszy na opisie siedziby bohaterki, klimat jest fantastycznie zachowany. Co do kontaktów Sev-Vespera, polubiłam ich uzupełnienie pod względem inteligencji. Ich rozmowy mają zadatki na bystre dysputy, jeśli tylko bardziej się poznają i wykorzystają swoje największe atuty (inteligencję). Akcja miniatury toczy się spokojnie, nie przyspieszasz niczego, nie zwalniasz też tempa do opisywania, jak Snape ubiera skarpetki. Czyli jest tak, jak być powinno. Końcówka wywołała u mnie znajome wrażenie - chcę więcej. ''Snape zamordowany?'' przemówiło do mnie najmocniej. Uwielbiam takie zakończenia rozdziałów. Nie podajesz swojego tekstu na tacy pod nos czytelnikom, a zachęcasz ich do działań myślowych, co bardzo mi się podoba. Zaciekawiłaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Amy,

      Na część dotyczącą aspektu technicznego tekstu już odpisałam na asku, bo tutaj nie ma co za dużo kłócić się albo dyskutować.
      Cieszę się niezmiernie, że tak przypadł Ci do gustu klimat. Tak jak pisałam już w jakieś odpowiedzi na asku dialogi nie są moją mocną stroną, więc stawiam na opisy, którymi buduję klimat. No i chapeau bas za to, że z tak krótkiego przedstawienia postaci wyciągnęłaś tyle informacji i pokrywają się one z tym jak chciałam przedstawić Vesperę. Także podwójna radość. Padały już zarzuty i uwagi, że Vespera jest zbyt tajemnicza i przez to niewyraźna, nijaka, lecz tak jak piszesz:
      "Nie podajesz swojego tekstu na tacy pod nos czytelnikom, a zachęcasz ich do działań myślowych (...)".
      Nie lubię opisywać każdego szczegółu, pisać, że postać jest taka a taka, od A do Z. Zabiłabym wówczas, moim skromnym zdaniem, całą przyjemność zabawy z tekstem i możliwość odczytywania go na kilka sposobów.
      Jeszcze raz dziękuję za tak piękny, rzeczowy i rozbudowany komentarz i życzę przyjemnej lektury kolejnych rozdziałów!

      Pozdrawiam
      ~Saya

      Usuń
  7. Druga część: techniczne sprawy. Tekst napisany zwięźle, na bardzo dobrym poziomie. Ciekawie operujesz opisami, w które miniatura wręcz obfituje. Umiesz opisywać rzeczy tak, byśmy mogli je sobie wizualizować. Jak już mówiłam wcześniej, plus za klimat, który jest mi bliski. Piszesz ortograficznie bardzo poprawnie, natomiast troszkę bardziej leży interpunkcja, czym przejmować się nie należy. Przecinki są w miejscach, gdzie to absolutnie potrzebne, więc nie czepiam się. Interpunkcja to zmora każdego autora. Wybacz, że nie wypiszę błędów, ale taki leń ze mnie, że szkoda gadać :)
    Rzecz, która krzyczy o poprawę, to didaskalia. Nie wiem, czy zapisywałaś dialogi w ten sposób celowo, czy też nie (piszę to, gdyż sama, wiedząc, że zwykle w książkach przed pierwszym myślnikiem jest spacja, nie stawiam jej, bo po prostu wizualnie mi się to nie podoba), jednak niektóre błędy są dość rażące. Mówię głównie o kropkach przed odpowiedział, rzekł, powiedział, etc. Nie wiem, czy zrobiłaś to celowo, czy też nie, polecam zajrzeć tutaj: http://www.ekorekta24.pl/proza/130-interpunkcja-w-dialogach-czyli-jak-poprawnie-zapisywac-dialogi - bardzo przystępnie jest to wszystko opisane.
    Poza tym wielkie plusy za styl, jakość tekstu, trzymanie poziomu i konsekwencje w stosunku do fabuły i, poniekąd, bohaterów. Bardzo mi się podoba i powiem ci jedno: pisz, pisz, bo masz talent!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń