niedziela, 15 września 2013

Rozdział V – Ineffable*


            Severus wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni, to co słyszał wydawało się przytłumione, głos Voldemorta niewyraźny, jakby dochodził zza drzwi. Usłyszał cichy szelest, po drewnianej podłodze sunęła Nagini badając otoczenie językiem. Wydawało mu się, że temperatura znacznie spadła, mógłby przysiąc, że widzi parę unoszącą się z jego ust. Miał wrażenie, że wszystko się rozmywa, staje płynne, niewyraziste, pozbawione kształtu. Jednak mimo to był w stanie wyróżnić niektóre barwy czy dźwięki. Słyszał dokładnie tarcie łusek węża o podłoże, widział błysk jego czarnego języka.


Czarna szata Riddle’a zdawała się być plamą niczym na impresjonistycznym obrazie, z każdym ruchem czarnoksiężnika przybierała kształty zawiłych pociągnięć pędzlem jak na obrazie Van Gogha. Śmierciożerca czuł jak krew odpływa mu z dłoni i stóp, by powrócić do serca niczym do bezpiecznej przystani. Wiedział, że musi się skupić, żeby „strącić króla i królową”, przymknął oczy, jak mu się wydawało dosłownie na ułamek sekundy…



* * *

Siedział w niewielkim salonie. Zasłony odgradzały ich nieznacznie od popołudniowego słońca, które swą czerwienią zachodziło powoli za horyzont. Pomarańczowe refleksy wkradające się pomiędzy ciemnym materiałem, odgradzającym ich od zewnętrznych widoków, nadawało swoistego domowego ciepła temu pomieszczeniu. Na szezlongu siedziała wygodnie oparta o zagłówek Vespera. Ubrana była w długą i zwiewną suknię z ciemnobordowego materiału, który przeistaczał się w mgłę w swej delikatności, gdy tylko wykonała jakiś ruch. Długie, rozcięte rękawy opadały swobodnie układając się w skomplikowane fale. Kobieta była pogrążona w lekturze korespondencji, którą przyniósł przed chwilą lokaj. Pomieszczenie wypełniał słodki zapach tytoniu z wąskiej fajki z długim, ozdobnym cybuchem, którą trzymała w ręce. Od czasu do czasu zaciągała się lekko wypuszczając dym, który zataczał pętle wokół jej twarzy i omiatał włosy spięte wysoko w ozdobny kok. Srebrna spinka w kształcie węża, która utrzymywała blond fale w ryzach była jedyną biżuterią jaką miała tego dnia na sobie. Przed nią stał niewysoki stolik, na którym leżały kartki i nieotwarte koperty, obok nich nóż do papeterii. Od reszty pokoju odgradzał ją ozdobny parawan, jednak kątem oka Severus widział jej twarz wyrażającą pełne skupienie, czasami jej usta unosiły się w kpiącym uśmiechu, jakby przeczytała niezbyt lotny dowcip. Severus siedział przy ozdobnym biurku robiąc notatki i przeglądając przyniesione z biblioteki książki, podnosząc od czasu do czasu wzrok na właścicielkę zamku. Złote refleksy słońca właśnie oświetliły jej kark sprawiając, że spinka iskrzyła drobnymi refleksami niczym poranna rosa na łanach zbóż. Gdy tak się jej przyglądał stwierdził, iż pokochanie takiej kobiety jak ona byłoby obrazoburcze. To zupełnie tak jakby próbować zamknąć noc w pozytywce i pragnąć, by zagrała tylko, gdy przekręci się kluczyk. Miała w sobie ten dar, widziała znacznie dalej, horyzont jej myśli wydawał się nieograniczony. To dlatego wygrywała z Severusem każdy pojedynek szachowy, od momentu gdy ten poprosił o to, by traktowała go jak poważnego przeciwnika. Stała w cieniu, z boku, przez to miała najlepsze pole widzenia na wszystko, co ją otacza. Minęło już kilka tygodni odkąd przebywał w jej zamku, a nadal miał wrażenie, że nie ma pojęcia kim ona jest. Czasami wręcz zdawało mu się, że Vespera w ogóle nie istnieje. Czy jej imię było prawdziwe? Może zmyślone? Nie znał żadnego faktu, żadnego szczegółu o jej życiu. Nie wiedział czy miała lub ma rodzinę, czy jest panną, mężatką, wdową czy rozwódką. Kompletnie nic. Jednak mimo tego, czuł się bezpiecznie w jej towarzystwie. Mógł spokojnie skupić cały swój umysł na książkach i na notatkach, pochłaniały go nie raz do tego stopnia, iż nie miał pojęcia czy minęły minuty, godziny czy też dni. Nie rozmawiali zbyt wiele, lecz każda z takich wymian zdań była owocna na swój sposób. Z zamyślenia wyrwał go bijący zegar.



Równo piąta po południu. Równo z uderzeniami czasomierza do salonu wszedł kamerdyner i poinformował ich, że w półokrągłym salonie, obok sali do ćwiczeń fechtunku została podana herbata. Vespera skinieniem głowy odprawiła służącego, zaciągnęła się tytoniem i bez słowa opuściła pomieszczenie rzucając jedynie przelotne spojrzenie. Severus uporządkował swoje notatki i książki i udał się w zaanonsowanym kierunku. Gdy szedł przez salę przypomniał sobie noc, podczas której doszło do jego pojedynku z Vesperą. Pokonała go, lecz nie czuł z tego powodu ani krzty upokorzenia czy wstydu. Wiedział, że i tak nie miał szans. To był jedynie test jego charakteru. Podszedł do okrągłego stoliczka i ujął w dłonie filiżankę z naparem, którego woń mieszała się z dymem z fajki. Stała do niego tyłem spoglądając przez okno. Słońce niemal zupełnie skryło się za wzgórzami i lasem. Była wysoka, miała szczupłą kibić, smukłą szyję z dumnie uniesioną głową jakby wiedziała, że jest wykuta z marmuru, przeznaczona do wielkich czynów. Długie zgrabne palce i dłonie zdradzały, że umiała grać na jakimś instrumencie, jeśli nie na kilku. Pod grzywą jasnych włosów, których intensywność barw zmieniała się w zależności od światła, skrywała wysokie czoło, symbol inteligencji. Severus nie był w stanie określić, co dokładnie wyraża jej twarz. Czasami wydawało mu się, że jej uśmiech i dobre słowo to tylko odruch, savoir-vivre gospodarza, który zabawia swego gościa anegdotą i rozmową. Znów zaciągnęła się i wypuszczając dym odwróciła się w jego kierunku.

- Czym jest zło? A czym jest dobro? – zapytała. Severus rozszerzył oczy ze zdziwienia. Nie spodziewał się bowiem pytania dotykającego tak uniwersalnych i filozoficznych kwestii. Otworzył usta, ale nie mógł udzielić dobrej odpowiedzi. Na najłatwiejsze pytania odpowiada się najtrudniej. Wiedział też, ze byle bełkot jej nie zadowoli. Zachował więc milczenie mając nadzieję, iż było to pytanie retoryczne.
- Widzisz Severusie, dobro i zło można określić jako wartości uniwersalne, lecz one nigdy nie będą postrzegane obiektywnie. To co dla ciebie jest dobrem, dla innych może być największą zbrodnią jaką mogłeś popełnić. Dumbledore określa siebie mianem bojownika o „większe dobro”, jednak to, co robi zakrawa na wybór „mniejszego zła”. Albus będzie ciebie szukał, jest naiwny, lecz nie jest głupcem. Znajdzie cię i to już niedługo. – Severus przełknął nerwowo ślinę. Oderwany do obydwu czarodziejów wreszcie czuł się niezależny. Mimo że wiedział, iż niedługo wszystko wróci na dawny tor, to perspektywa powrotu do poprzedniej roli podwójnego szpiega nie uśmiechała się mu. Vespera jednak wyraźnie przedstawiła swój warunek. A on musiał go spełnić. – Kochałeś kiedyś Lily Evans, matkę tego Pottera… - kontynuowała

- Nie wiem, czy ją kochałem… - odpowiedział

- Jednak Dumbledore tak myśli, zatem pozwól mu w to uwierzyć. Czy znalazłeś w mojej bibliotece coś interesującego? – Zmieniła temat rozmowy.

- Większość książek jakie tam znalazłem jest na zakazanej liście Ministerstwa Magii. – Severus widział tam takie wolimy, których posiadanie graniczyło niemal z cudem. Kartki zapisane przez szaleńców lub szarlatanów.

- Jak widać nie jestem tak ortodoksyjna jak mogłoby się wydawać. – Uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy od jego przybycia ten gest wydawał się w pełni szczery. Nie żeby Vespera miała skłonności do kłamstwa, jednak starannie maskowała swoje emocje.

- Przeczytałem sporo o horkruksach, to dość intrygujące… -  Snape chciał usłyszeć jej zdanie na ten temat. Chciał zachęcić ją do podjęcia tego wątku, wówczas mógłby się lepiej przygotować do swojego zadania.

- Ach, tak horkruksy. Ciekawy wynalazek, jednak nieco kłopotliwy. Ludzkie dążenie do nieśmiertelności, zawsze jest jakiś kruczek lub haczyk. Poza tym, nie ma czegoś takiego jak nieśmiertelność, nie w ludzkim pojmowaniu rzeczy. Człowiek czułby się zbyt samotny będąc panem życia i śmierci. Czy wiesz co się stało z Riddlem po jego porażce? – Uniosła brew.

- Nie sądzę, żeby przegrał. Przynajmniej nie wojnę.

- Severusie, Tom Riddle nie istnieje. To, co błąka się tam gdzieś po lasach Albanii nie jest już Riddlem i nawet jeśli powróci nigdy nim nie będzie. Jakie było ostatnie pragnienie twojego pana?

- Śmierć Harry’ego Pottera.

- Dokładnie. To, co powróci, będzie tą cząstką, która odpowiadała za pragnienie zabicia tego dziecka. Odrodzi się Lord Voldemort, jednak będzie opętany chęcią dopełnienia tego, czego nie zdołał zrobić przed rozbiciem swojej duszy na części. Tylko to trzyma jego resztki przy, nazwijmy to, egzystencji. To jest jego cel, który pozwala mu na rozpaczliwe nakreślanie konturu jego świadomości. Jeśliby mu to zabrać przepadłby niczym poranna mgła, która znika z pierwszymi promieniami Słońca. Jednak jest jedna zaleta tego stanu rzeczy. Opętany przez wizję tego celu, będzie znacznie bardziej przewidywalny, chociaż na pierwszy rzut oka większość uzna go za szaleńca z wielką mocą, który błądzi niczym w labiryncie. – Vespra spojrzała mu uważnie w oczy, jakby chciała uzyskać pewność, iż zrozumiał, co do niego powiedziała. Nie musiała, on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to najlepsza rada jaką mógł usłyszeć. – Severusie?


* * *

             
- Severusie…

Wszystko powoli znów odzyskiwało kontury, stawało się wyraźniejsze. Głos Riddle’a coraz głośniejszy. Severus czuł się jakby te kilka sekund trwało wieczność. Musiał się skupić, wiedział że jest blisko celu. „Strącić króla i królową”. Liczyło się każde słowo, każdy gest, najmniejszy grymas. Znów wyraźnie widział krążącą wokół niego Nagini, delikatny szelest jej łusek po podłodze. Podniósł wzrok i spotkał spojrzenie Voldemorta. Pałał rządzą siły i władzy.

- Tak, mój panie…?

- Severusie … byłeś naprawdę bardzo dobrym sługą…

* * *

            Pewnego wieczoru, gdy ostatnie ostre przymrozki i śnieżyce hulały za oknami Severus opuścił swój pokój, aby udać się po kolejne książki do biblioteki. Cały zamek był pogrążony w ciemnościach, pojedyncze świece wskazywały drogę. Mężczyzna wyglądał jak kolejny z cieni, który mknie pomiędzy pomieszczeniami. Gdy mijał galerię, przy której spotkał w dość nietypowy sposób ćwiczącą Vesperę, usłyszał przyciszony głos. Cofnął się tak, aby kątem oka widzieć sytuację. W wysokim krześle przy kominku siedziała blondwłosa gospodyni czytając gazetę, jednak jej twarz nie wyrażała zbytniego zaangażowania. Rozmawiała z majordomusem, który zdawał się nieco poruszony. Mężczyzna w siwych, zaczesanych włosach był nienagannie ubrany. Nieco zapadnięte oczy, odznaczające się kości policzkowe oraz orli nos nadawały mu wygląd człowieka szlachetnego, lecz też nieco demonicznego. Jego głos był niski i lekko ochrypnięty. Severus miał wrażenie, że Vespera ma do tego człowieka absolutne zaufanie, czasami widział, że potrafili porozumieć się bez słów. Wystarczyło jej spojrzenie, a on dokładnie wiedział, co robić. Właśnie przecierał swoje binokle i gdy je znów założył rzekł do swojej przełożonej:

- Jak zostaliśmy poinformowani przybędzie za nie mniej niż pół godziny… – westchnął patrząc na kobietę – … sugeruję przywitać gościa w salonie gościnnym oraz w odpowiednim stroju, madame… - Vespera westchnęła odkładając gazetę na ławę i upiła łyk czerwonego wina. Bawiąc się jeszcze pełnym kieliszkiem wydała niezbędne dyspozycje :

- Poczyń wszelkie przygotowania, niech nikt mi nie przeszkadza. – W tym momencie Severus był pewien, że spojrzała wprost w jego kierunku, dlatego schował się szybko za ścianą. Jego intuicja podpowiadała mu, że to nie będzie byle jakie spotkanie. Gdy tylko salon opustoszał śmierciożerca zszedł po schodach i chwycił leżącą na ławie gazetę. Prorok Codzienny. Zamarł. Na pierwszej stronie widniało duże zdjęcie Dumbledore’a i wielki napis: Dyrektor Hogwartu przyłączył się do aurorów! Dalej artykuł mówił o tym, że Albus zobowiązał się pomóc przy wyłapaniu pozostałych śmierciożerców, którzy jeszcze się ukrywają. Mistrz Eliksirów skrzywił się na samą myśl o powrocie do roli podwójnego szpiega. Co prawda Vespera wspominała, że niedługo ktoś się o niego upomni, jednak nie sądził, że nastąpi to tak szybko. Doskonale wiedział, gdzie znajduje się wspomniany salon i wiedział, że nie bez przyczyny kobieta spojrzała w jego kierunku – „niech nikt mi nie przeszkadza” – brzmiało jak zaproszenie do podsłuchania rozmowy. Wygląda na to, że nie chce ona, aby Snape ujawniał swoją obecność nieznanemu gościowi. Chociaż był przekonany, że dziś do tego zamku przybędzie nikt inny jak Albus Dumbledore.

            Kilka chwil później stał na galerii otaczającej wejście do zamku. Zgodnie z życzeniem Vespery wyłożono długi, ciemnobordowy dywan. Równo ustawione świeczniki i żyrandol rzucały przyjemne światło. Hol wejściowy skąpany w ciepłych kolorach stanowił kontrast z nasilającą się śnieżycą, która szalała za oknami. Salon, o którym wspomniał majordomus znajdował się w lewym skrzydle zamku. Była to część przeznaczona na przyjmowanie gości i urządzanie wystawnych przyjęć, a jej położenie umożliwiało oddzielenie osobistych komnat od tych ogólnodostępnych. Przyjęcie dyrektora Hogwartu właśnie w takim miejscu miało zasygnalizować, że jest trzymany na dystans. Przecież gdyby był człowiekiem godnym zaufania Vespera przyjęłaby go chociażby w swoim gabinecie lub oranżerii. Jednak dostępu do prywatnej części posiadłości broniły długie, drewniane schody w stylu secesyjnym znajdujące się w głębi holu, naprzeciwko ciężkich, wykonanych z drewna wenge drzwi wejściowych. Równie ciemnego koloru co drzwi były wypastowane na połysk podłogi, które w zestawieniu z dywanami tworzyły harmonijną kolorystykę. Po prawej, nad całym pomieszczeniem górowała galeria, z której można było dyskretnie obserwować wchodzących gości. Tam na razie postanowił zaczekać Severus, wówczas będzie mógł sprawdzić, czy jego intuicja go nie myli. Nagle jego oczom ukazała się Vespera, która wyszła z salonu; zapewne sprawdzała osobiście, czy wszystko zostało należycie przygotowane. Gdy weszła do pomieszczenia miał wrażenie, że temperatura spadła, a blask świec przyblakł. Ubrana w długą, czarną suknię ze zwiewnego materiału wyglądała niczym kropla nocy, która zstąpiła na ziemię. Od ciemnego materiału odcinała się jej jasna skóra, bledsza niż zwykle. Włosy rozpuściła tak, aby luźno opadały na kark. Snape nigdy nie widział takiego grymasu na jej twarzy. To nie było zwykłe skupienie przy lekturze korespondencji czy rozmowie. Wyglądała jak ktoś, kto koncentruje się przed bitwą, usta lekko uchylone, oczy wpółprzymknięte i wpatrujące się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Widział jak wciąga głęboko powietrze i podnosi wzrok, przez moment wystraszył się, że go dostrzeże na galerii, więc cofnął się parę kroków. Jednak ona nawet nie mrugnęła, patrzyła gdzieś, jakby dalej za Severusem, zupełnie jakby nie było tam ściany tylko pusty horyzont szargany przez uderzenia śniegu i wiatru. Przez dosłownie ułamek sekundy widział jak na jej obliczu maluje się coś na kształt złości przemieszanej z gorzkim smutkiem. Kobieta nieznacznie wykrzywiła usta w grymasie zrezygnowania i gwałtownie odwróciła się potrząsając nieznacznie głową, zupełnie jakby chciała strząsnąć z siebie nieprzyjemne myśli. Jej ruchom towarzyszył cichy szelest materiału, który mienił się niczym firmament mroku przyozdobiony gwiezdnym pyłem. Wróciła z powrotem do salonu ciągnąc za sobą długi tren sukni. W normalnej sytuacji można by uznać, iż ten strój jest wyrazem snobizmu właścicielki zamku, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Ubiór oraz miejsce, w którym zamierzała przyjąć gościa od razu miały go sytuować w drugorzędnej roli, to ona tutaj dyktuje warunki i zaznacza to subtelnie, lecz zauważalnie dla inteligentnego i spostrzegawczego rozmówcy. Zegar wybił godzinę siódmą wieczorem. W niezmąconej ciszy jaka panowała w posiadłości kolejne uderzenia czasomierza niosły się echem wędrując przez wszystkie pokoje. Po chwili znów wszystko zamarło, jedyne za oknami słychać było wycie wiatru, który przypominał wołanie potępieńców skazanych na wieczną tułaczkę po lodowym piekle. Severus drgnął jakby wyrwany z letargu, gdy obok niego pojawił się majordomus, który bez słowa spojrzał na bruneta i ruszył w głąb korytarza, ten zaś podążył za mężczyzną w binoklach. Minęli zejście do holu wejściowego i zatrzymali się przy wiszącym obrazie Georges’a de la Tour „Pokutująca Maria Magdalena”. Służący dotknął w konkretnym miejscu ramy i całe dzieło, łącznie z kawałkiem ściany przesunęło się w bok. No tak, mógł się spodziewać, że w takim zamku znajdą się jakieś tajemne przejścia. Starszy mężczyzna skłonił się i gestem dłoni zaprosił Severusa do wejścia w właśnie otwarty korytarzyk. Brunet tylko uniósł sceptycznie brew i udał się we wskazanym kierunku. Tuż za jego plecami ściana zasunęła się, a wąskie i długie pomieszczenie rozjaśnił blask secesyjnych kinkietów, światło przyjemnie rozchodziło się odbijając się od ozdobnych, szklanych tarcz. Mężczyzna ruszył wzdłuż pomieszczenia aż dotarł do skromnie urządzonego pokoju. Dopiero po chwili zrozumiał dlaczego było tam niewiele mebli i ozdób. Za centralny wystrój tego miejsca uchodziła jedna ze ścian przekształcona na zabudowaną loggię, przestrzeń między łukami wypełniały maswerki i witraże. Wielobarwne blaski tańczyły we wszystkich kątach. Mężczyzna poczuł się jak we wnętrzu kalejdoskopu, jednak nie odczuwał nieprzyjemnego wrażenia, jakie czasami niesie za sobą zbyt długotrwałe wpatrywanie się w zmienne kształty i kolory. Po ścianach pełzały zielone winorośle intensywnej barwy wijące się w skomplikowane, gotyckie wzory. Jego oczy były świadkiem stworzenia biblijnego ogrodu Eden, bowiem taki był motyw przewodni ozdobnego wypełniania zamkniętej loggii. Wśród świetlistych pnączy i białych kwiatów lilii chowały się egzotyczne ptaki, których upierzenie mogłoby przyprawić o wstyd pawie z oranżerii. Tu i ówdzie mknął niewielki strumień, który zmieniał się w rzekę. Wszystko to zdawało się nieustannie płynąć i poruszać wzbudzając zachwyt każdego, kto zawędrował do tego ukrytego miejsca. Jego piękno mogło cieszyć tylko oczy wybranych. Dopiero po dłuższej chwili Severus przerwał kontemplację nad czymś, co zostało stworzone przez człowieka, ale miało w sobie boski pierwiastek, nie tylko w związku z tematyką dzieła. Po drugiej stronie loggii znajdował się olbrzymi żyrandol na świece, których drgający płomień powodował efekt ruchomego światła tam, gdzie właśnie znajdował się brunet. Samą wnękę od pokoju oddzielały trzy, niewielkie schodki. Gdy je pokonał uzmysłowił sobie, że jest prawie na wysokości sufitu salonu, w którym obecnie znajdowała się Vespera oczekując na gościa. Teraz zrozumiał, że sklepienie jest wykonane całkowicie ze szkła, a zmyślne oświetlenie rozprasza światło prowokując grę kolorów nie tylko w loggiach, ale też w samym salonie.




Severus teraz mógł bez problemu nie tylko okrążyć salon pozostając niezauważonym, ale też doskonale słyszeć rozmowę. Oświetlenie sprawiało, że z niższego poziomu nie było dokładnie widać, czy ktoś obserwuje to, co się dzieje na dole. Czarodziej wybrał miejsce, gdzie witraż przedstawiał białe lilie, a więc szkło było mlecznobiałe lub wręcz przeźroczyste. Dopiero po chwili zauważył, że niektóre elementy można otworzyć niczym okno. Wygląda na to, że Vespera miała kolejny powód, aby przyjmować w tym konkretnym pomieszczeniu. Teraz Severus mógł lepiej przyjrzeć się wyposażeniu podłużnego salonu, gdyż stał prawie nad drzwiami wejściowymi. Od zawieruchy, która panowała na zewnątrz oddzielały ich długie i ciężkie zasłony, jednak wysokie okna wychodzące na utrzymane w stylu angielskim ogrody nie były do końca zasłonięte. Po prawej znajdował się kominek, zaś obok niego owalny stół otoczony dwoma fotelami i niewielką kanapą. Jednak centralną część zajmował miękki, perski dywan. Z lewej stały trzy ozdobne ławy oraz wysokie krzesła, zaś naprzeciw wejścia, na samym końcu pomieszczenia klawesyn, harfa, niewielki okrągły stoliczek oraz wysokie, starannie zdobione krzesło, które miało sugerować wysoki status zasiadającej na nim osoby. Tuż przy nim stała Vespera wpatrując się w śnieżycę, która przypominała sztorm na pełnym oceanie i zamieniła wszystko wokół w biel. Czerń jej sukni odcinała się od wnętrza utrzymanego w ciepłych brązach i bordowych dodatkach. Ciszę przerywało tylko tykanie zegara, który zapewne stał nieopodal drzwi, gdyż Severus mógł jedynie zlokalizować jego równomierne odgłosy. Od czasu do czasu szyby trzeszczały pod naporem wiatru. Blondynka odwróciła głowę w stronę wejścia, wyglądała jak gotowa do ataku, niezależnie od tego kto lub co miałoby przybyć do jej zamku. Po chwili rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz po nim oczom Snape’a ukazała się znajoma postać.

-  Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore. – odezwała się Vespera. Jej ton był równie lodowaty, co pogoda panująca za oknami -  Czemuż zawdzięczam tę wątpliwą przyjemność? – Severus otwarł oczy szeroko ze zdziwienia. Jeszcze nigdy nie słyszał, by ktokolwiek, nawet zacięty przeciwnik, tak zwracał się do Dyrektora Hogwartu. Jednak ten ignorując przytyk ze strony kobiety odpowiedział krótko i zwięźle:

- Snape. Severus Tobiasz Snape.

- Rozumiem, iż jesteś przekonany, że to właśnie u mnie go znajdziesz?- w głosie blondynki była wyczuwalna nuta ironii. Nim Dumbledore odpowiedział do salonu wszedł majordomus niosąc na tacy karafkę z winem i dwa kieliszki. Najpierw zatrzymał się przy gościu, lecz czarodziej nie sięgnął po naczynie. Vespera sięgnęła po lufkę i tytoń, które leżały na okrągłym stoliczku i zapaliła. Również nie wzięła od służącego wina, a ten odstawił tacę na stół, skłonił się i wyszedł. Widząc minę Albusa rzekła z rozbawieniem:

- Nie martw się, nie zatrułam wina. Jest zbyt cenne.

- Chcę zabrać stąd Snape’a. – Dyrektor nie wyglądał na tak zadowolonego jak blondwłosa.

- To dość roszczeniowa postawa jak na kogoś, kto dopiero przed chwilą przestąpił próg mojej posiadłości, nie sądzisz?

- Severus jest dla mnie bardzo ważny … - Dumbledore nie miał jak widać ochoty na gierki słowne z Vesperą, lecz nim zdążył skończyć zdanie ta mu przerwała:

- Tak bardzo ważny, iż nie obchodził Cię jego los po upadku Riddle’a, a od tego momentu minęło sporo czasu. – Wypuściła ustami dym uważnie przyglądając się siwobrodemu.

-   Moje motywacje nie powinny Cię obchodzić. – głos Albusa stał się bardziej stanowczy. O ile na początku zanosiło się, iż będzie chciał załatwić to, po co przybył po dobroci, to teraz napięcie między dwójką rozmówców rosło coraz bardziej. Vespera nie zamierzała pozwolić sobie dyktować warunków, była na to zbyt dumna i uparta.

- Załóżmy, że Severus jest tutaj, a ja zdecyduję, że nie chcę go wydać, co wówczas zrobisz?

- Będę zmuszony użyć siły. – Twarz Dumbledore’a spochmurniała. Nie przypominał dobrotliwego dyrektora uwielbianego przez dzieci, a zdenerwowanego i na dodatek potężnego czarodzieja.

- Zachęcające. – Kobieta zmniejszyła dystans dzielący ją i ubranego w długie, kolorowe szaty mężczyznę.

-  Dobrze wiesz, że nie chcę niepotrzebnych problemów, jednak wygląda na to, że celowo dążysz do konfrontacji. – Albus jakby na potwierdzenie swoich słów sięgnął do kieszeni, jednak nie wyjął różdżki. Severus z przerażeniem, ale też swoistym zachwytem obserwował całą sytuację. Vespera celowo drażniła czarodzieja, możliwe że go sprawdzała, jednak brunet nie był przekonany, czy to rozsądnie z jej strony. Kobieta wbiła wzrok w Dumbledore’a, lecz po chwili odwróciła się doń plecami. Długi tren sukni ciągnął się po dywanie błyszcząc w świetle, a dym unoszący się z lufki tworzył zawiłe pętle w powietrzu. Bez słowa usiadła na wysokim krześle i założyła nogę na nogę. Na jej twarzy nie było już tego rozbawienia sprzed paru chwil, gdy drażniła dyrektora Hogwartu. Oparła się wygodnie i w pełni skupiona powiedziała głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji:

- Zanim w ogóle będziemy i o ile będziemy dalej rozmawiać pozwól mi ustalić parę kwestii. Po pierwsze, jesteś moim gościem i znajdujesz się na moim terenie, więc to ja tutaj dyktuję warunki. Po drugie, możesz ewentualnie prosić mnie o wydanie Severusa, o ile ten znajduje się akurat pod moją kuratelą. Po trzecie, grożenie mi jest największą głupotą, gdyż zachowujesz się tak jak król, który opuścił swój zamek i ruszył samotnie w głąb obcego kraju z zamiarem wypowiedzenia mu wojny. Teraz trudno mi się zdecydować czy to naiwność czy głupota. – Przechyliła głowę i uniosła brew oczekując na reakcję.

Dumbledore zamarł. Dobrze wiedział, że rozmowa z tą kobietą nie będzie należała do najłatwiejszych, lecz jej autorytarna postawa irytowała go. Bezlitośnie wytykała jego nietakt i błędne posunięcia czekając jak drapieżnik na potknięcie się uciekającej ofiary. O nie, Albus zdecydowanie nie lubił braku kontroli, a Vespera zdawała się być nie tylko dominującą, lecz także kapryśną osobą. Zacisnął pięści, nie miał zamiaru dalej bawić się w podchody. Nie z nią. Nim tu przybył udało mu się dowiedzieć nieco więcej o niej, miał wątpliwości, czy to co wyczytał ze szczątkowych informacji było prawdziwe, ponieważ większość tekstów była niekompletna. To, co brał za wiadomości na temat Vespery nigdy nie odnosiło się do tej konkretnej osoby, którą miał przed oczami, ba czasami w ogóle nie dotyczyło istniejącej jednostki czy też człowieka jako takiego. Mógł teraz albo grzecznie przystać na jej warunki albo też zaryzykować bez pewności, czy osiągnie cel. Kobieta obserwowała go uważnie spod wpółprzymkniętych powiek, dopiero teraz zauważył, że ma niezwykły kolor oczu. Zupełnie jakby ktoś jej tęczówki przetopił w bursztyn o zmiennych barwach. Siedząc na tym wysokim krześle wyglądała jak prawdziwa pani na włościach, sposób w jaki na niego patrzyła, jak się poruszała były pozbawione pretensjonalności, którą okazują parweniusze. Nie każdy, nawet ten dobrze urodzony, ma takie ruchy. U niektórych elegancja i klasa niezależnie od pochodzenia wygląda co najmniej śmiesznie.

- A zatem…? – Jak widać limit czasu na odpowiedź właśnie mu się skończył.

- Mam wszelkie przesłanki, aby podejrzewać, że Severus jest tutaj. – odrzekł

- Owszem, jest tutaj. – Zaciągnęła się tytoniem. Dumbledore zamrugał zdziwiony.

- Przecież sama przed chwilą…

- Nie zaprzeczyłam, że go tu nie ma ani też nie potwierdziłam tych rewelacji. Nie słuchałeś mnie uważnie, Albusie. – Z zafascynowaniem przyglądała się kształtom jakie przybierał wypuszczony ustami dym. – Rozumiem, że przybyłeś, by zabrać go ze sobą? Niestety jestem zmuszona odmówić. Dopóki sam nie wyrazi woli opuszczenia tego miejsca ja nie będę skłonna go wyrzucać. Byłoby to niegrzeczne z mojej strony, nie uważasz? – Wstała nie spuszczając z niego spojrzenia. Wiatr dął coraz mocniej w szyby, od czasu do czasu słychać było trzeszczenie w dalekich zakątkach zamku. Severus miał wrażenie, że znajduje się na wielkim okręcie rzuconym w samą paszczę rozwścieczonego oceanu, który pochłania wszystko, co staje mu na drodze, rozbija łodzie na drobne drzazgi, kruszy skały w pył, strąca gwiazdy z nieba. Mimo że salon, w którym znajdowali się Dumbledore i Vespera był przepięknie oświetlony, gra barw i kolorów odzwierciedlała biblijny raj, to wewnątrz było równie niebezpiecznie, co poza murami posiadłości. Kobieta wstała z krzesła i z gracją typową dla władcy schodzącego z tronu podeszła do stołu. Chwyciła pięknie zdobiony, kryształowy kieliszek napełniony winem i przez krótką chwilę kontemplowała kolor alkoholu. Odwróciła się w stronę Albusa i wzniosła naczynie w geście toastu uśmiechając się przy tym ironicznie.

- SEVERUS! – krzyknął nagle czarodziej. Vespera zrobiła zdziwioną minę. – Severusie! Wiem, że tutaj jesteś! Wróć ze mną, Zakon Feniksa ciebie potrzebuje, ja ciebie potrzebuję!

- To się nazywa desperacja. – blondynka z przekąsem skomentowała zachowanie czarodzieja i dopiła wino do końca. – Naprawdę uważasz, że go przekonasz ? – Albus odwrócił się w jej kierunku. Postawiony pod ścianą potrafił być bardzo nieprzyjemny. Zmarszczył brwi. Nie takiej sytuacji się spodziewał.

- Jaka była twoja propozycja? Co mu ofiarowałaś w zamian? – syknął. Vespera uniosła brew. Chyba limit cierpliwości tego starca się skończył. Teraz będzie zachowywać się niczym zranione zwierzę. Albo się wycofa albo ostatkiem sił zaatakuje. Nie mając zbytniego wyboru będzie nieprzewidywalny. Doskonale, od bardzo dawna nie bawiła się równie dobrze, a skoro było to kosztem Dumbledore’a to tym większą jej to sprawiało radość. Ten czarnoksiężnik zamiast wykorzystać swój spryt i możliwości w walce z Voldemortem rzucał kolejne osoby do walki niczym cezar gladiatorów na arenę. Ave, Cæsar, morituri te salutant! Ten konflikt miał potencjał na ciekawe przedstawienie, ale na razie wyglądał jak bezmyślna rzeź jednej albo drugiej strony w zależności od tego komu sprzyjały wiatry. Vespera nie zamierzała zmarnować potencjału Severusa na jakieś potyczki między dwoma dorosłymi mężczyznami, którzy w jej opinii dawno powinni rzucić jeden drugiemu rękawice i stanąć do pojedynku jak kiedyś to bywało. Każdy z nich w imię swoich mniej lub bardziej szalonych idei ciągnął za sobą całe gromady kolejnych ślepo oddanych czarowników. Równie dobrze mogliby wyrżnąć pół społeczeństwa magicznego Anglii, bilans byłby ten sam. W wojnie potrzeba było trochę finezji, sprytu i przede wszystkim taktycznego myślenia. Dla Vespery walka między Zakonem Feniksa a Śmierciożercami przypominała prymitywną walkę przy pomocy kijów.

- Możliwość. – odrzekła.

- Co takiego? – zdziwił się Albus

- Słyszałeś mnie wyraźnie. Dałam Severusowi to, czego nikt wcześniej mu nie zaproponował.

- Kpisz sobie ze mnie? Snape sam do mnie przyszedł, gdy zorientował się, że jego nieostrożność może zabić jedyną osobę, na której mu zależało. Jednak było już za późno. Jedyne co mu pozostało to walczyć dla Harry’ego. W nim żyje cząstka Lily i Severus dobrze o tym wie.

- I myślisz, że tym sentymentalnym bełkotem przekonasz go do siebie?

- Człowiek żyje i czuje. To dzięki uczuciom podejmuje decyzje, one go do tego popychają. Dzięki miłości do Evans Severus uratował Harry’ego, a nasza walka ze złem nie jest stracona. Dlatego, na brodę Merlina, nie mieszaj się do  nieswoich spraw. – Dumbledore był nieugięty, chciał za wszelką cenę, w imię większego dobra, sprowadzić Severusa z powrotem do Anglii.

- Severus znajduje się na moim terenie i to tak długo, jak sobie tego zażyczy, czy to jest zrozumiałe? Mam jeszcze drobną radę dla ciebie, nie planuj podróży w te tereny, najlepiej na najbliższą wieczność. Tutaj twoje wpływy nie sięgają, więc powinieneś być wdzięczny, że zgodziłam się ciebie w ogóle tutaj przyjąć. – Jej głos był stanowczy i odarty z emocji, mimo iż to, co mówiła brzmiało jak wypowiedź człowieka wyprowadzonego z równowagi. Swoją postawą, tym jak mówiła dawała wyraźnie znać Dumbledore’owi, iż nie tylko nie chce go więcej widzieć, a także, że czas jaki mu poświęciła właśnie się skończył. Zgasiła tlący się niedopałek w popielniczce i lodowatym wzrokiem spojrzała na dyrektora Hogwartu. Świece wypełniające salon zaczęły się dopalać, stawało się coraz ciemniej, a Severus coraz mniej wyraźnie widział ich twarze. Stali tak naprzeciwko siebie mierząc się wzrokiem. Teraz Albusowi pozostało tylko jedno, skoro nie udało mu się po dobroci.

- Nie myśl, że ratując Severusa naprawisz swoje błędy z przeszłości. – odrzekł spokojnie. Snape znieruchomiał. Jakie błędy? Dlaczego starszy mężczyzna tak nagle zmienił temat.

- Ja go nie ratuję, Dumbledore. A akurat ty na temat błędów nie powinieneś mnie pouczać. Sam masz wystarczająco dużo na sumieniu, ciekawa jestem, czy wygodnie się śpi ze świadomością za ile żyć ponosisz odpowiedzialność i ilu już zawiodłeś.

- Działam dla większego dobra, a to wymaga poświęceń. Ty zaś jesteś niczym czarna śmierć, niszczysz wszystko, co spotkasz na swojej drodze zostawiając jedynie śmierć i cierpienie. Jesteś mrokiem. – Snape przełknął nerwowo ślinę. Robiło się coraz bardziej nerwowo i niebezpiecznie. Tylko kwestią czasu było to nim któreś z nich zaatakuje. Jednak bardziej martwiło go to, że zawarł pakt z kimś, o kim nie miał żadnych informacji. Vespera nic nie odpowiedziała na zarzuty czarodzieja, tylko uśmiechnęła się jadowicie. Światła przygasały, jedno po drugim, a wspaniały salon powoli tonął w mroku. Wiatr napierał na szyby niczym intruz chcący włamać się do środka. – Nim się pożegnamy chciałbym zostawić coś, co odnalazłem niedawno, mam nadzieję, że ucieszy ciebie ta drobna pamiątka. – Dumbledore położył na stole niewielkie, kanciaste zawiniątko. Uśmiechnął się kąśliwie, skłonił i wyszedł. Gdy tylko drzwi za nim się zamknęły Vespera sięgnęła po zawiniątko. Okazało się, iż było to małe, drewniane puzderko na biżuterię. Z tej odległości i przy tym świetle trudno było Severusowi dostrzec więcej, jednak wydawało mu się, że jest to przedmiot dość wiekowy. Kobieta odwróciła się do niego plecami. Coś błysnęło w półmroku. Brunet postanowił zejść z galerii i jak najszybciej rozmówić się z nią. W końcu decydowano o jego losie, a miał wrażenie, że nie ma nad tym zupełnie kontroli. Ruszył energicznie w kierunku wyjścia z pomieszczenia, przy przejściu obok obrazu zastał majordomusa, który najwidoczniej po wypuszczeniu Albusa poszedł uruchomić mechanizm otwierający wejście do tajnych komnat. Mistrz Eliksirów chciał ostatecznie porozumieć się z Vesperą i dowiedzieć się, co miała mu do powiedzenia w sprawie zarzutów jakie usłyszał ze strony dyrektora Hogwartu. Wiedział, że Dumbledore musiał mieć jakieś podstawy do takich oskarżeń, bowiem nie miał w zwyczaju rzucać słów na wiatr. Szybko zbiegł po secesyjnych schodach i skierował się do wejścia do salonu. Drzwi ustąpiły pod jego naporem, wręcz wbiegł do pokoju. Vespera nadal stała tyłem do niego przyglądając się przedmiotowi jaki trzymała w rękach. Mężczyzna był w stanie odróżnić jej kontur tylko dlatego, że dopalających się kilka ostatnich świec rzucało blask na jej suknię, która mieniła się delikatnie.

- Wyjdź. – rzuciła ostro.

- Vespero, chciałem z tobą…

- Powiedziałam wyjdź. – Odwróciła się do niego. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Usta zaciśnięte w gniewie, jednak w oczach szkliło się coś na kształt smutku. Bursztynowe tęczówki jakby pociemniały, a może to tylko tak jemu się wydawało? Blada skóra odcinała się od mroku i od koloru sukni, w dłoni zaciskała niewielki, srebrny przedmiot, chyba był okrągły. Kobieta oddychała ciężko i widać ledwo powstrzymywała się przed wybuchem. Severus zrobił kilka kroków do przodu. Zakrawało to na odruch samobójczy. Nagle okna nie wytrzymały naporu wichury i otworzyły się z głuchym trzaśnięciem. Zasłony poderwały się do dramatycznego tańca, mimo ciężaru materiału. Podmuch zgasił ostatnie świece. Zapanował zupełny mrok, a do wnętrza wsypywały się tabuny śniegu. Bordowe fale to unosiły się, to opadały, a gdzieś pomiędzy nimi stała Vespera. Jedna z nich uderzyła w stół i strąciła kieliszek z winem, który poturlał się po blacie rozlewając napój. Snape próbując odgarnąć kotary skierował się tam, gdzie spodziewał się zastać swoją rozmówczynię. Jednak kolejny podmuch śniegu i wiatru, który wdarł się do środka nie tylko znów szarpnął materiałem, ale też poderwał znajomy płynny kształt. Czarny dym zwarł się i gwałtownie, niczym przeciwległa siła, wyssał powietrze przez okiennice, które szarpnięte przez nowy prąd uderzyły głucho w drewniane framugi. Severus stał w pomieszczeniu sam. Podłogę pokrywały zamiecie śniegu, jednak wiatr uspokoił się nieznacznie. Mężczyzna stanął przed otwartymi oknami wpatrując się w nocne niebo. A gdzieś tam hen, hen pośród gwiazd kłębił się znany mu kształt wędrując wśród mroku. Wyszedł na taras i szukał wśród fal śnieżnych i srebrnego popiołu na firmamencie czegoś, co mogłoby wskazywać na to, że właśnie tędy wędrowała Vespera. Jednak odpowiedziało mu przeciągłe wycie wiatru wśród konarów drzew, do którego dołączyły się po chwili wilki tworząc jeden żałobny śpiew. Miał wrażenie, że to pieśń na jej część. Requiem dla Vespery.



Tymczasem kobieta wylądowała gdzieś na polanie, pośród śniegu. Podmuchy unosiły materiał jej sukni i włosy. Spojrzała uważniej na trzymany w dłoni przedmiot, który błysnął w mroku. Nie sądziła, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczy. Doskonale znała wygrawerowane zawiłymi literami hasło: „Mors certa. Hora incerta”. Tyle wspomnień. Zamknęła oczy powstrzymując napływające łzy. Zacisnęła usta. Podniosła głowę i spojrzała w niebo. Burza śnieżna powoli mijała, a wiatr rozganiał chmury ukazując nocne niebo w całej swej okazałości i pięknie. Dumbledore nie miał racji, nie chciała ratować Severusa. To nic nie zmienia, nic a nic. Czasu nie da się cofnąć. Srebrny zegarek, trzymała w ręku właśnie ten srebrny, kieszonkowy zegarek. Otworzyła kopertę. Przyjrzała się dokładnie wymyślnym zdobieniom tarczy i właśnie w tym momencie zauważyła jak wskazówki znów zaczynają się poruszać, powoli do przodu odmierzając upływające chwile. Każde przesunięcie coraz bardziej oddalało ją od tego, co już minęło, jednak cały czas miała wrażenie, że jej dusza niezmiennie wędruje do tyłu, rzuca się na przekór falom upływających minut, godzin, dni i lat. Cały czas desperacko próbując powrócić do brzegu. Lecz brzegu dawno już nie ma, zniknął gdzieś za horyzontem mijających wieków, dawno przepadł pożarty przez rozwścieczone fale. Tak więc pozostało jej tylko trwać, gdzieś po środku oceanu czasu, mając tą cichą nadzieję, że jeszcze zmienią się prądy, a wiatr skieruje ją do upragnionego celu. Teraz przecież nawet gwiazdy, te nieśmiertelne drogowskazy zabłąkanych dusz, nawet gwiazdy zdawały się ją zwodzić na manowce. Zamknęła zegarek i wzbiła się w bezkres nocnego nieba, tylko noc mogła ją zrozumieć, najlepsza ze wszystkich pocieszycielek. Zniknęła gdzieś pomiędzy płatkami śniegu, a blaskiem srebrnych gwiazd. Gdzieś tam, gdzie horyzont styka się z absolutem… 



* * *

Poczuł uderzenie wiatru, zupełnie jakby olbrzymi ptak rozłożył swe skrzydła i wzniósł się w przestworza tuż przed jego twarzą. Po chwili ból. I ciepło rozlewające się od szyi po klatce piersiowej. Upadł. Głuchy dźwięk uderzenia ciała o deski. Przez chwilę wszystko było rozmazane, a przed oczami miał tylko wznoszący się kurz. Odruchowo dotknął szyi. Krew. Podniósł wzrok. Ujrzał nad sobą ciemną szatę Voldemorta. Zupełnie jak niebo tamtej nocy, przykryte kłębiącymi się grafitowymi chmurami. Przymknął oczy…


* * *

            Od kilku dni nie widział Vespery. A dokładniej rzecz ujmując od tamtego incydentu. Nie był też przekonany, czy wypytywanie o nią majordomusa albo kogokolwiek ze służby przyniesie jakikolwiek skutek. Zgodnie z codziennym zwyczajem po śniadaniu udał się do biblioteki, aby wybrać kolejne książki do studiowania. Tym razem gdy wszedł i rozpoczął poszukiwania interesujących go tomów miał wrażenie, że jest obserwowany. Zatrzasnął przeglądany właśnie wolumin i obejrzał się za siebie. Nikogo nie było. Rozpoczął przechadzkę pomiędzy regałami uważnie rozglądając się na boki. Nagle zatrzymał się tuż przez pięknie rzeźbionym, antycznym biurkiem i spojrzał w górę. U szczytu spiralnych schodów prowadzących do kolejnych półek stała Vespera. W milczeniu i z wymalowanym skupieniem na twarzy wczytywała się w tekst wypisany na pożółkłych kartach starej księgi. Dopiero po chwili odezwała się do bruneta:

- Jeszcze trochę, a nauczysz się tych wszystkich książek na pamięć. – Jej głos był cichy i melodyjny. Jednak Severus wyczuł wyraźną nutę smutku.

- Myślę, że czas, abym wrócił. – odrzekł spokojnie. Kobieta utkwiła w nim spojrzenie, nie było w nim nic z tego wzroku, do którego tak dobrze przywykł. Pełnego wigoru, a nawet ironiczności. Wydawała się zupełnie odarta z emocji, jakby wyjałowiona, a zarazem bardzo spokojna. Nadal jednak jej gesty i postawa były pełne tej samej elegancji. Nagle jakby jej tęczówki nabrały żywszej barwy, zupełnie jakby ktoś rozpalił w nich ogień. Powoli zaczęła schodzić w jego kierunku. Gdy już stanęła tuż przed nim, w tak małej odległości, w jakiej nigdy nie zdarzyło się im przebywać, znów poczuł znajomy dreszcz. Znów przez te onyksowe oczy zaglądała wprost do jego duszy. Bardzo, bardzo głęboko. Po chwili odchyliła głowę nieznacznie do tyłu i zapytała:

- Jesteś pewien, że tego chcesz ?

- Tak.

- Dobrze zatem, dziś wieczorem wyruszamy. – odpowiedziała. Severus odprowadził ją wzrokiem aż do drzwi, lecz zanim wyszła zatrzymała się przy nich tak, jakby nagle sobie o czymś przypomniała. Jej szczupła dłoń objęła klamkę, na palcu błysnął pierścień. Dopiero teraz mężczyzna zwrócił uwagę, że była ubrana w krótką czarną sukienkę z wyciętymi plecami i długim rękawem. Ten krój sprawiał, ze wydawała się smuklejsza i drobniejsza niż w rzeczywistości. Jednak to tylko pozory, Snape wiedział, że ta pełna gracji postać posiada większą siłę niż ktokolwiek, kogo do tej pory poznał. Może dlatego Dumbledore nie wiedział jak z nią postępować, jak rozmawiać. Myślał, że ma do czynienia tylko z kimś, kto posiada olbrzymią moc, jednakże nie wziął pod uwagę, że taka osoba może czuć coś więcej niż pogardę i dystansować wszystkich od siebie. Dopiero teraz, patrząc na nią, stojącą przy drzwiach, Severus zdał sobie z tego sprawę. Do tej pory miał okazję oglądać pewną maskę, którą przybierała, ale za tymi murami skrupulatnie zbudowanego pałacu kryło się coś więcej. Oczywiście doceniał to z jakim pietyzmem było to skonstruowane, lecz świadomość, że ona również ma trudną przeszłość sprawiała, iż stawała się w jego oczach bardziej ludzka, a także bardziej intrygująca. Pochyliła lekko głowę jakby szukała zagubionej gdzieś między księgami myśli i powoli podniosła swoje spojrzenie na niego. Czasami człowiek żałuje, że jedyne, co może zrobić z takim widokiem to utrwalić go w pamięci, lecz nie ma wystarczającego talentu, by oddać go na płótnie czy w innej formie.

Niepozornie stojąca Vespera, właśnie w tym miejscu i w ten sposób byłaby wymarzonym motywem dla portrecistów. Światło i cień w idealnej grze, zwarte w tańcu. Bladość jej skóry i czerń sukienki. Jasne włosy i czerwone usta. Ognisty kolor oczu i zimna biel pereł opadających sznurami na jej plecy. W końcu przerwała panującą zaledwie chwilę ciszę:


- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to twój – przerwała – wybór. - Dokończyła wyraźnie akcentując ostatnie słowo.


- Wiem o tym. I jestem ci za to niewymownie wdzięczny. -  Skłonił się lekko z gracją gentlemana. Ona zaś nic nie odpowiedziała, uśmiechnęła się gorzko i wyszła. Wpatrywał się w drzwi w których przed chwilą stała i słyszał cichy odgłos obcasów na dywanach wyłożonych w korytarzu. Wiedział, że właśnie w tym momencie jego przygoda tutaj skończyła się. Wyjrzał przez okno, wszystko było przykryte srebrzysto-srebrnym puchem i mieniło się niczym perły na szyi Vespery. Jednak niebo przykryły gęste, szare chmury, zwiastun kolejnej zamieci. Ciążyły nad zamkiem i lasami niczym miecz Damoklesa gotowy w każdej chwili zerwać się z cienkiej nici i spaść na nich. Severus przymknął oczy. Zbliżała się burza, wkrótce znów wszystko ogarnie zamieć i zatrze granice między tym, co rzeczywiste a tym, co nierealne. A on stał tam, wędrownik pomiędzy czasem a przestrzenią. Więzień własnego przeznaczenia, nad którym powoli zaczynał odzyskiwać kontrolę. 


Jeszcze tego samego wieczoru majordomus zabrał z jego pokoju walizkę z rzeczami, nie było tego wiele, lecz ponieważ przybył nie mając na sobie praktycznie niczego Vespera postanowiła go wyposażyć w najniezbędniejsze rzeczy. Nie wiedział, że pośród ubrań zostały włożone cenne księgi, które sama wybrała ze swojej biblioteki. Nie wiedział też, że od nich może zależeć jego życie. Za samo ich posiadanie trafiłby do Azkabanu na wieczność albo zostałby skazany na pocałunek dementora. Po raz ostatni miał możliwość przejścia przez te wszystkie pomieszczenia, które służyły mu za dom przez te kilka tygodni. Ubrany w długie, ciepłe i oczywiście czarne szaty przemierzał puste korytarze i pokoje. Nagle dla niego to miejsce stało się opuszczone i pozbawione życia. W sali do ćwiczenia fechtunku białe firany powiewały delikatne, lecz nie było żywej duszy. Odruchowo spojrzał na ścianę, na której wciąż widać było miejsce po ostrzu. Przez chwilę miał wrażenie, że znów zobaczy Vesperę, z tym jej ironicznym uśmiechem na ustach, wyciągającą broń ze ściany. Zszedł po schodach i skierował się, nie wiedząc dlaczego i w jakim celu, do oranżerii. Przywitała go absolutna cisza zmącona jedynie szumem wody z wodospadu skalnego przy oczku. Wciągnął głęboko powietrze. Mimo że czuł zapach kwiatów i owoców, wydało mu się ono jałowe, nieprawdziwe. Nim zszedł do holu wejściowego zajrzał jeszcze do salonu, w którym Vespera przyjęła Dumbledore’a. Rozświetlony był przez światło świec, które rozprowadzało piękne blaski wszystkich kolorów znajdujących się na witrażowym suficie. Teraz mógł w spokoju docenić kunszt tego dzieła. Ktoś włożył nie tylko wiele pracy w to miejsce, ale też był wyjątkowo utalentowanym artystą. Przez dłuższą chwilę podziwiał sklepienie starając się zapamiętać układ zdobień i barw. Podszedł do wysokich okien. Niebo stało się czarno-szare, nadchodziła burza, a wśród kłębów chmur od czasu do czasu widać było błysk. Wiatr zaczął szargać drzewami, które uginały się i kołysały trzeszcząc głośno. Nie był do końca przekonany, czy w taką pogodę powinni w ogóle ruszać się z zamku, lecz jak Vespera coś postanowi, to choćby się paliło i waliło, to dopnie swego. Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków, obejrzał się i zobaczył  jasnowłosą właścicielkę posiadłości. Miała na sobie buty z wysoką cholewą, obcasy i podeszwa były okute metalem. Zdziwiła go dalsza część stroju – na białą koszulę o swobodnym rękawie założyła gorset zabudowany srebrno-czarnym kirysem. Jej zgrabne dłonie  okryte były skórzanymi rękawicami o długim i szerokim mankiecie, wyglądały na bardzo solidnie wykonane. Oczywiście na nie założyła sygnet i drugi, ozdobny pierścień. Włosy opadały swobodnie na ramiona i plecy. Spojrzała na niego tym swoim wyniosłym wzrokiem i uśmiechnęła się tajemniczo.

- Gotowy? – Severus rzucił ostatnie spojrzenie na salon.

-   Tak.

- To dobrze. – Odwróciła się i ruszyła ku wyjściu – Ponieważ twój status w Anglii nie jest dokładnie znany możemy spodziewać się wszystkiego. Zapewne od razu wyślą dementorów, no, aurorów jeśli będzie nam sprzyjać szczęście. Dlatego postanowiłam, że dostaniemy się do twojej ojczyzny w mniej konwencjonalny sposób. Zaoszczędzimy czasu, no i przede wszystkim odstawimy cię prosto pod twój dom. Tam i w Hogwarcie jesteś bezpieczny. Dumbledore już o to się postarał.

- Skąd o tym wiesz?

- To logiczne. Musisz mieć jakiś punkt zaczepienia, skoro jesteś dla niego taki – przewróciła ironicznie oczami – c e n n y.

Gdy weszli do holu czekał na nich majordomus trzymając w rękach długi, czarny materiał. Jak się okazało było to wierzchnie okrycie Vespery, które zarzucił jej na plecy, ona zaś przypięła go z przodu na srebrne spinki do materiału gorsetu. Zgrabnym ruchem ręki odgarnęła włosy i nie zważając na służącego sama otworzyła dwuskrzydłowe, ciężkie drzwi wejściowe. Wyszła na marmurowe schody. Wiatr nasilał się coraz bardziej, w powietrzu tańczył śnieg, las na horyzoncie zdawał się falować niczym wzburzony ocean. Severus wyszedł za kobietą, skłonił się mężczyźnie w binoklach, który zamknął za nimi drzwi. Kiedy się odwrócił Vespera stała do niego bokiem z zamkniętymi oczami wdychając lodowate powietrze, które swoim zapachem zwiastowało burzę. Jasne włosy i płaszcz unosiły się na wietrze smagane kolejnymi podmuchami.

- Będziemy musieli się teleportować w inne miejsce, stamtąd ruszymy dalej. – Zaczęła schodzić w kierunku placu wysypanego żwirem, który teraz ukrywał się pod śnieżną pierzyną.

- Vespero. –  Zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku, była nieco zdziwiona. – Nie, nie rozmyśliłem się, jeśli o to ci chodzi, nadal chcę wrócić. Cieszę się, że mogłem ciebie poznać. – Uśmiechnął się dobrotliwie, mimo że w jego głosie wyczuwalna była nutka goryczy. Kobieta podeszła do niego patrząc mu prosto w oczy i położyła mu dłoń na ramieniu. Nic nie odpowiedziała, a Severus nie musiał odczytywać jej myśli, żeby wiedzieć, co chce mu przekazać. Miał rację ten, kto powiedział, że oczy są zwierciadłem duszy. Jego nieprzeniknione czarne tęczówki, które zdawałyby się być pozbawione jakichkolwiek emocji, teraz były zupełnie skupione na jej, ognisto-bursztynowych. Żadne zaklęcie, żadna magia nie umiałaby oddać tej sytuacji. Stali omiatani przez śnieg, wiatr szargał ich szaty tak, że otulały ich szczelniej, jakby zamykając w kręgu i izolując od reszty świata. Kolejny podmuch uderzył Vesperę lodowatym powietrzem w twarz, zmiatający tym samym ten przyjemny i bardzo intymny grymas z jej ust. Odchyliła głowę do tyłu unosząc dumnie podbródek i odsunęła się trochę od niego. Niebo było już granatowo-czarne. W oddali rozbłysnęło jasne światło. Po chwili usłyszeli grzmot, który zatrząsnął szybami w zamku.

- Nadchodzi burza. – powiedziała od niechcenia – Jesteś gotów? – Wyciągnęła w jego stronę rękę, on ją chwycił mocno obejmując przedramię. Zupełnie jak podczas składania Przysięgi Wieczystej.

- Jak bardzo niekonwencjonalny środek transportu wybieramy? – Uniósł brew do góry

- Cóż, mam nadzieję, że nie cierpisz na kinetosis. – Uśmiechnęła się przewrotnie ściskając mocno. – A teraz skup się na tym gdzie się znajdujesz i kim jesteś. To ważne. Inaczej skończysz gorzej niż Riddle w lasach Albanii. – Severus nie mógł powstrzymać grymasu zniesmaczenia. – Och, uprzedzałam, że dawno tego nie robiłam? Nie? No cóż… - Była wyraźnie rozbawiona jego reakcją. Brunet nie zdążył odpowiedzieć, gdyż poczuł jakby jakaś siła rozerwała go od środka. Zrobiło mu się niedobrze. Zamknął oczy. Jazda na karuzeli z przeciążeniami była niczym w porównaniu do tego, co czuł. Zacisnął mocno powieki i skupił się na tym, że nadal czuje, że trzyma Vesperę za rękę. Uczucie dotyku określił jako swój punkt odniesienia. Gdy już jego błędnik przestał szaleć postanowił otworzyć oczy. To był błąd. Duży błąd. Mimo iż czuł swoje ciało, to że obok jest ktoś inny, jego oczom ukazał się, szargany i miotany niczym pocisk odbity rykoszetem, dym. Zatem kobieta postanowiła teleportować ich na swój sposób. W duchu podziękował sobie, że wypił jedynie herbatę przed opuszczeniem zamku.


Czarny cień mknął wprost w sam środek burzy, gdy przebił się przez pierwszą warstwę chmur, rzuciło nimi w bok. Jakby niewidzialna siła uderzyła ich znienacka. Znów zebrał się w sobie by otworzyć oczy. Byli w kłębowisku szaro-czarnej nawałnicy. Tuż obok rozbłysnęło wyładowanie elektryczne, a po chwili dołączył typowy dla tego zjawiska dźwięk. Poczuł że powoli traci kontrolę nad tym gdzie jest, co czuje. Poczuł, że się rozmywa. Jego świadomość zaczęła się rozpływać, stapiać z wiatrem, zapachem deszczu i elektryczności. Chyba nie tak to miało wyglądać, bo chociaż starał się, to nie mógł się skupić na sobie. Vespera to wyczuła, bo nagle usłyszał jej głos. Nie wiedział czy w swojej głowie, czy też nie.

- Severus! – Spojrzał w kierunku, z którego dochodził jej głos. Wśród nawałnicy, czarnego dymu i huku zobaczył niewyraźny kontur jej twarzy i oczy. Wyglądały jakby świeciły dziwnym blaskiem, chociaż teraz nie był niczego pewien, nawet tego, że istnieje. – Seveursie, skup się, to już niedaleko. – Po chwili zniknęła wśród lejącego się dymu. Szarpnęło nimi i nagle poczuł jakby ktoś uderzył go otwartą ręką w twarz. Wciągnął powietrze głęboko i poczuł jak przelewa się przez jego płuca. Dobre i to, przynajmniej nie udusi się. Coś pociągnęło go za rękę. Znów otworzył oczy. Znajdowali się w miejscu, które przypominało oko cyklonu. Zapanowała absolutna cisza. Byli otoczeni przez skłębione chmury, przez które przedzierały się błyskawice i grzmoty. To było niesamowite i pewnie doceniłby to bardziej, gdyby wiedział, gdzie dokładnie znajduje się jego ciało. Nadal przypominali rozmyty, gęsty dym, który przybierał dziwne formy. Jedyne, co go ratowało od puszczenia swojej jaźni wolno, tak aby mógł odpłynąć i zatopić się w powietrzu, to dotyk Vespery, która bardzo mocno trzymała go za przedramię. Gdziekolwiek ono by teraz nie było.

- Skup się teraz! Inaczej nas zmiecie gdzieś w burzę i pozostaniemy jedynie pyłem! – głos kobiety rozległ się w tej przerażającej ciszy. – Wybierz jakiś punkt i skoncentruj się teraz na nim, najlepiej żeby był pod nami.

„Pod nami?” – pomyślał zaskoczony brunet i spojrzał w dół. Byli chyba kilka kilometrów nad ziemią, jedyne co widział to zarysowujący się kształt skał, które pojawiały się i znikały, gdy tylko oświetlała je błyskawica. Wybrał jedną z nich i postarał się odnaleźć ją w mroku, gdy znów wyładowanie elektryczne podążyło wertykalnie ku dołowi. Poczuł jak wznoszą się lekko do góry. I nagle, zupełnie jakby pociągnęła ich jakaś niewidzialna lina, runęli w dół. Myślał, że najgorsze ma już za sobą, a teraz lecieli zupełnie jak wystrzelona strzała, wijąc się zygzakiem, w kierunku skał, które przy każdym uderzeniu błyskawicy pojawiały się coraz bliżej. Gdy miał wrażenie, że za chwilę siła ciążenia rozsmaruje go po nich, coś go szarpnęło w pasie i lekko opadli na śnieg. Z ulgą i zachwytem odnotował, że jest na nowo w swoim ciele, chociaż oddychało się mu trudniej i ciężej. Kiedy zawroty głowy ustały, rozejrzał się. Byli gdzieś w górach, blisko szczytu. Vespera stała sobie jak gdyby nigdy nic, zaraz pod nią znajdował się wąwóz pomiędzy dwoma wierzchołkami. Gdy pod naciskiem jej buta kawałek skały odłamał się i z głuchym łoskotem runął w dół, ona tylko odprowadziła go wzrokiem i zagwizdała z podziwem. Jak widać burza już przeszła dalej i wiał jedynie porywisty wiatr typowy dla tych wysokości.

- Gdzie jesteśmy? – Nieprzyjemne dzwonienie w uszach nadal nie ustawało.

- Czekamy na nasz transport. – Odwróciła się w jego stronę uśmiechając się. Ona cieszyła się jak dziecko, gdy on ledwo mógł uspokoić drżenie rąk.

- Więc to nie był ten nietypowy transport … ? – zdziwił się.

- A czy wyglądamy jakbyśmy byli już w Anglii? – Kobieta potarła ręce i rozejrzała się. – Chyba geografia nie jest twoją najmocniejszą stroną.  - Oczywiście nie mogła się powstrzymać od kąśliwej uwagi. Taka już była. Innych oczywiście doprowadzałoby to do szału, jednak Severus uśmiechnął się w jej kierunku. Szkoda, że już wraca, w zasadzie zaczynał lubić Vesperę. Blondynka stała sobie jakby zimno nie robiło na niej żadnego wrażenia i najwidoczniej podziwiała widoki. – I jak? Już lepiej? – podeszła i podała rękę, jednak Snape sam wstał i otrzepał się ze śniegu. Na jego ruch blondynka jedynie zareagowała uniesioną brwią i ogólnym rozbawieniem.

-  Widzę, że lubisz nietypowe wycieczki. – skomentował z ironią

- Och, tak. Nie uważasz, że tu jest czystsze powietrze? – postanowiła pobawić się w podchody słowne.

- Czyste jak rosyjski spirytus. – sarknął, na co ona roześmiała się perliście. Chyba już nigdy nie rozgryzie tej kobiety, ale w ogóle to mu nie przeszkadzało. Tajemnice mają bowiem swój urok, gdy nimi pozostają, mimo że ich odkrywanie ma w sobie nutkę przyjemności, to ich obserwowanie jest jeszcze rozkoszniejsze. – Będziemy tak podziwiali widoki, czy ruszamy dalej?


- Powiedziałam przed chwilą, że czekamy na nasz transport. No chyba, że jesteś zapalonym fanem wspinaczki wysokogórskiej, choć jak na sporty ekstremalne jesteś chyba mało wytrzymały. – Severus szczelniej otulił się płaszczem, stali na tym mrozie kilka dobrych chwil, jednak chyba tylko on odczuwał przykre tego konsekwencje. Vesperę roznosiła energia. Rozprostowała palce, które strzeliły w stawach i podeszła znów do krawędzi urwiska. Gdy Snape chciał znów coś powiedzieć powietrze zadrżało w posadach. Nie był jedynie pewien czy to wybuch czy oddalająca się burza niosła echem grzmoty. Blondynka spojrzała w niebo, zza pędzących chmur wyłonił się księżyc oświetlający góry, które zalśniły niczym diamenty. Widok faktycznie zapierał dech w piersiach. Zupełnie jakby byli na dachu świata. Jednak te rozważania przerwał ponowny huk jakby ktoś otworzył ogień z dział, a mniejsze kamyki i głazy zaczęły się osuwać. Z oddalanego zbocza zaczęła zsuwać się lawina nabierając rozpędu z każdym metrem. Vespera spojrzała w niebo i przymknęła oczy. Koncentrowała się. Zaintrygowany Snape ruszył w jej kierunku, lecz zatrzymał się, gdy zauważył, że skała pod jego stopami zaczyna niebezpiecznie trzeszczeć. Blondynka spojrzała na niego z tajemniczym uśmiechem na ustach i nim zdążył cokolwiek zrobić, uderzyła nogą mocno w zmarznięty głaz pod stopami. Pękł wzdłuż, a Severus wytrzeszczył na nią oczy przerażony, gdy ta delikatnie podskoczyła i odbijając się od zmarzliny skoczyła w dół. Nie miał wielkiego wyboru, gdyż zaczął spadać razem z nią i bryłami skutymi lodem. Zamknął oczy mając cichą nadzieję, że żadna z nich nie uderzy go. Gdy już myślał, że to ich ostatnie chwile odbił się od czegoś twardego. Poczuł, że ktoś go chwyta za płaszcz i trzyma mocno. Otworzył oczy. Znajdował się na czymś, co się poruszało i tym samym wywoływało wszędzie lawiny kamieni i śniegu. Powoli, lecz skutecznie brnęło na przód.

- Trzymaj się mocno! – krzyknęła Vespera podając mu solidnie wykonany łańcuch. Brunet bez namysłu obwiązał go wokół nadgarstków i ścisnął. Nagle coś nimi szarpnęło i ruszyli pędem w dół, pikowali. Czuł się jak na grzbiecie dzikiego ogiera. Zmrużył oczy, niewiele widział ze względu na wszechobecny silny wiatr, lodowato zimne powietrze i niestabilną pozycję w jakiej się znajdował. Jednak dostrzegał coś na kształt niebieskawej poświaty, czarnego dymu i małych, białych iskierek, które przypominały wirujące gwiazdy. Zacisnął zęby i starał się nie myśleć o bolesnym szumie w uszach. Niespodziewanie poczuł jak odrywa się od powierzchni, do której desperacko pragnął się przykleić. Palce od trzymania łańcucha miał niemal sino-białe. Zwisał gdzieś w przestrzeni, niesiony przez nieznaną siłę ku górze, czuł jak wiatr miota nim jak zapałką. Po chwili uderzył znów o coś twardego. Ruch ustał na chwilę, a gdy otworzył oczy wydało mu się, że już dawno leży martwy na dnie kanionu, a to co widzi, to tylko wytwór zanikających funkcji mózgu. To było niemożliwe. I przepiękne za razem.




Znajdowali się na grzbiecie olbrzymiego, czarnego smoka, który mienił się niebiesko-białą poświatą. Teraz wiedział dlaczego czuł się tak niestabilnie. Zwierzę co chwila poruszało karkiem, więc należało solidnie się trzymać. Bestia rozłożyła gigantycznych rozmiarów skrzydła, które były poszarpane przez wiatr i zapewne minione walki. Jego kontur nie był wyraźny, jakby zamazywał się wśród podmuchów śniegu, rozpływał się w tej czerni i błękitnostalowym blasku. Vespera stała spokojnie utrzymując równowagę na niestabilnym grzbiecie smoka. Przed nimi roztaczał się widok na ogromne połacie lasów, a w oddali, na horyzoncie połyskiwała tafla akwenu. Kobieta wyglądała dostojnie trzymając w drobnych dłoniach łańcuchy przeplatane skórą, które były elementem, jak mógł przypuszczać, czegoś na kształt uzdy. Gdy gad pomachał łbem zadźwięczał metal, uniósł szyję i wypuścił z dna gardzieli czarno-szary ogień.

- Więc to jest ten twój „nietypowy środek transportu” ? – zapytał Severus, gdy udało mu się stanąć na nogach.  

- Vidar, Severus – spojrzała najpierw na smoka, potem na bruneta – poznajcie się. – Bestia na znak powitania zawyła, co spowodowało kolejną lawinę, która osunęła się spod jej łap. Vespera odgarnęła włosy za ucho i strzepnęła śnieżny puch z płaszcza. – Ruszamy w kierunku morza, pewnie złapie nas po drodze jakiś sztorm, ale to już nie problem. – rzekła spokojnym głosem. Sięgnęła do kieszeni po srebrną papierośnicę i wyciągnęła cygaretkę. Zamiast zapalniczki pociągnęła za lance, a smok przechylił głowę i wypuścił niewielki strumień gorącego powietrza, od którego tytoń natychmiast się zajął. Zaciągnęła się i spojrzała w niebo, śnieg powoli przestawał padać i coraz wyraźniej było widać gwiazdy. Dla Severusa wystarczyło już wrażeń. Niepewnym krokiem ruszył w kierunku blondynki. Po chwili poczuł najpierw woń spalenizny i ognia, a potem zapach whisky unoszący się wraz z dymem z ust Vespery.

- Wiesz, że mogliśmy zginąć ? – bardziej powiedział z wyrzutem niż zapytał.

- Nic nie szkodzi, zmarli podróżują szybko. – odrzekła dopalając powoli tytoń. – Trzymaj się mocniej niż poprzednio. – Uśmiechnęła się. – Jak wzniesiemy się odpowiednio wysoko to potem podróż powinna być znośna. No, najgorsze już za nami, powinieneś się cieszyć. – Szturchnęła go zaczepnie w ramię. Severus nie był pewien, czy jak na dotychczasową dawkę przeżyć to, co go czeka może być w ogóle poddawane jakiemukolwiek stopniowaniu przez przypadki. Westchnął i chwycił się łańcucha. Po chwili zatrzęsło nimi i wzbili się w powietrze. Falującym ruchem wznosili się coraz wyżej. Vidar potrząsał łbem jakby chciał zrzucić ich z grzbietu. Dopiero teraz, gdy już trochę się uspokoił, Snape mógł podziwiać widoki. Olbrzymie skrzydła równomiernie uderzały w powietrze z charakterystycznym świstem. Wokół nich unosił się błękitny blask i delikatne podmuchy czarnego dymu. Vespera w milczeniu ściskała lance i wpatrywała się w mrok nocy. Po chwili dotarli do poziomu chmur i gdy się przez nie przedostali, ukazało się im czyste niebo. Było przepiękne, o wiele jaśniejsze niż z poziomu ziemi. Miał wrażenie, że gdyby wyciągnął dłoń, mógłby złapać niejedną gwiazdę. Wszystkie świeciły tak jasno, tak majestatycznie. Księżyc mienił się nieskalanym blaskiem, teraz mógł zobaczyć, jaki jest duży. Byli milczącymi żeglarzami przez noc, płynęli spokojnie w oceanie gwiazd. Blondynka stała niezachwiana i pewną ręką kierowała smokiem. To wszystko wydawało mu się tak bardzo nierealne. Spojrzał w dół, znajdowali się nad jakąś wodą, gdyż widział znajomy blask. Vespera chyba to dostrzegła, gdyż zagwizdała, ściągnęła mocniej cugle i zwierzę gwałtownie opuściło łeb w dół. Po chwili za wielką głową ruszyła reszta jego ogromnego ciała. Snape chwycił się mocno grzbietu, a kobieta zaparła się mocno nogami o łuskowatą skórę gada. Teraz wiedział dlaczego ubrała tak wytrzymałe buty i rękawice. Mknęli z niesamowitą szybkością, lecz nie bał się tak jak na początku. Po chwili zwolnili,  pysk Vidara zaczął muskać lekko taflę wody, a skrzydła delikatnie w nią uderzały. Gdy lot znów się uspokoił Vespera odwróciła się do niego i wskazując głową na lewo.

- Latarnia na Faros – rzekła spokojnie. Severus zamrugał lekko. Doskonale widział jasny blask wędrujący z jednego punktu. Przecież ten obiekt już dawno nie istniał, więc jakim cudem mógł go widzieć, co prawda z odległości, lecz kobieta nie kłamała. Widział latarnię. Postanowił jednak tego nie komentować i nie poddawać w wątpliwość tego, co powiedziała blondwłosa. Ona spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się, zupełnie tak, jakby odczytała jego myśli. Przed sobą mieli coraz bardziej jaśniejące nocne niebo, zaś za plecami wędrował za nimi wschód słońca. Jasne promienie powoli rozgarniały mrok nocy. Najwidoczniej taka zmiana nie odpowiadała Vidarowi, który nerwowo potrząsał łbem. Po chwili znów wznieśli się wysoko, ponad poziom chmur. Severus mógł zauważyć migocące na ziemi światełka, które gasły jedno po drugim. Jego oczom ukazał się znajomy kształt. Anglia. Vespera szarpnęła łańcuchy i smok zaczął majestatycznie schodzić w dół. Powoli zbliżali się do ziemi. Gdy już unosili się parę metrów nad nią, dostrzegł zarys ruin opactwa skąpany w porannej mgle. Kilka uderzeń skrzydeł gada i spokojnie wylądowali. Dość spokojnie jak na dotychczasową podróż. Kobieta rzuciła na bok lance i zgrabnie zeskoczyła z grzbietu zwierzęcia. Snape’owi zajęło to nieco więcej czasu, bowiem cały czas lekko drżały mu nogi, toteż z ulgą poczuł pod nimi pewny grunt. Zza chmur prześwitywały pierwsze promienie wschodzącego słońca. To była niesamowita jak i wyczerpująca noc.

-  Gdzie jesteśmy teraz? – zapytał 

- Opactwo Whitby, jakieś 250 mil na północ od Londynu. – Odpowiedziała strzepując pył z rękawic. – Nie martw się stąd dostaniesz się do domu w bardziej konwencjonalny sposób. – jej usta wygięły się w grymasie rozbawienia, gdy ujrzała minę Severusa. Konwencjonalność była dość nieokreślonym pojęciem wziąwszy pod uwagę to jak do tej pory się przemieszczali. Vespera odwróciła się do niego i westchnęła. No tak, nadszedł czas pożegnania. Nie wiedział, czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczą. Mimo to był niewymownie wdzięczny za to, co zrobiła dla niego przez te ostatnie tygodnie. I nadal pozostawał pod wrażeniem jej osobowości. Kobieta zdjęła rękawice, założyła z powrotem pierścienie. Podeszła do niego i wyciągnęła rękę. On ujął ją delikatnie i ucałował jej wierzch, tak samo jak tego dnia, gdy przedstawiła mu się. Zauważył, że jej skóra była lodowata, zapewne to efekt wysiłku i zmęczenie. Przynajmniej tak mu się wydawało. Spojrzał w te piękne, bursztynowe tęczówki i po raz pierwszy od tak dawna poczuł, że chce mu się płakać. Nie dlatego, że musiał się z nią rozstać, tylko emocje nagromadzone przez tyle czasu zaczęły dawać o sobie znać. Zacisnął zęby i puścił jej rękę.

- Chyba nadszedł czas powiedzieć „do widzenia”. – Odwrócił wzrok. Vidar zaczął się rozpływać we mgle i znikać, po chwili polana przed nim była pusta. – Dokąd on…? – chciał zapytać, ale przerwała mu:

- Do domu, Severusie, do domu.

- To tak jak ja. – Przymknął oczy.

- Dokładnie. Stąd możesz bezpiecznie i niewykryty teleportować się na Spinner's End. – Chyba też odczuwała żal z powodu rozstania, gdyż przez jej twarz przemknął grymas niezadowolenia, a może to był smutek? Snape odsunął się i nim zdążył się przenieść w znajome miejsce zdążyła do niego skierować ostatnie słowa: - "Le plus lourd fardeau c'est d'exister sans vivre." Po chwili usłyszała ciche pyknięcie. Stała sama pośród ruin opactwa. Odwróciła się w stronę pomarańczowo-błękitnego horyzontu.


- Słońce już wzeszło. – powiedziała do siebie i zniknęła we mgle. 



* * *


            Powoli czuł jak drętwieją mu mięśnie. Zebrał się w sobie, by jeszcze raz spojrzeć w tam, gdzie po raz ostatni widział Voldemorta i Nagini. Pusto. Zapiekły go oczy, to pewnie przez kurz. Resztkami sił trzymał ręką rozerwaną przez zaklęcie szyję. Próbował się uleczyć, lecz jad węża skutecznie paraliżował mięśnie. Jeden po drugim. Nie mógł już ruszyć nogami, palce powoli odmawiały posłuszeństwa. Nie mógł nic zrobić. Gdy próbował wezwać pomocy z dna gardła dobył się tylko nieprzyjemny charkot. Poczuł w ustach metaliczny posmak. Drewniana podłoga pod nim przesiąkała jego krwią, która rozwijała się niczym kwiat purpury. Jak mógł tak bardzo zawieść siebie? To nie tak miało się skończyć, nie tak. Zamrugał, a do oczu napłynęły łzy. Jednak nie były spowodowane bólem, lecz rozczarowaniem. To bolało bardziej niż jakiekolwiek atak. Jego czarne tęczówki błądziły szukając w rozmazującej się przestrzeni czegokolwiek, co mogłoby być oparciem w tych ostatnich chwilach. Lecz leżał sam z dala od pola walki, opuszczony tak samo jak samotny był przychodząc na ten świat. Rodzimy się i umieramy w samotności, taki już nasze przeznaczenie. Paraliż powoli obejmował palce, a on naiwnie próbował oddalić moment, przed którym ucieka chyba każdy śmiertelnik. Nie tak miało to wyglądać. Nie tak miał umierać. Zamrugał, a gorzkie łzy spłynęły po policzkach. Starał się z całych sił zacisnąć dłoń na szyi, lecz siły opuszczały go z każdą sekundą. Cóż mu pozostało? Chociaż przez te ostatnie chwile chciał naprawdę walczyć, mimo że stał na z góry straconej pozycji. Zacisnął powieki starając się skoncentrować. Tak jak kiedyś mu powiedziała Vespera. "Skup się na tym gdzie jesteś i kim jesteś". W najczarniejszej godzinie nikt i nic nie jest w stanie odebrać ci twojej tożsamości. Czuł jak zły czas odmierza w swym sercu najczarniejszą godzinę, złowrogi szum krwi przybliżał go do momentu odejścia. Jego usta wykrzywił grymas, nikt mu nie odmówi tego, że próbował, że tak bardzo chciał dać z siebie wszystko. Wciągnął powietrze, a z jego płuc dobył się charkot. Już niedługo. Coraz bliżej. Z każdym uderzeniem krwi, z każdym ruchem wskazówek zegara. Jego różdżka dawno wypadła mu ze zdrętwiałej i brudnej od krwi ręki i potoczyła się gdzieś daleko. Zobaczył białe punkty krążące nad nim. To pewnie kurz. Po chwili poczuł zimno na twarzy. A więc tak wygląda dotyk śmierci? Kolejny lodowaty punkt odcisnął swoje piętno na policzku. Śnieg? Niebo stało się takie czyste. Widział krążące nad nim płatki śniegu. Tak leciutko unosiły się na wietrze. Płacze. Płacze? A może to po prostu lodowe kryształki stopniały na jego skórze. Coraz więcej białych okruchów krążyło nad nim. Tak bardzo chciał się stać teraz jednym z nich. Oddychał coraz bardziej płytko. Coraz szybciej. Nie, jeszcze nie teraz. Nie. Poczuł jak niemy krzyk zbiera mu się w podbródku. Chciał krzyczeć, tak mocno, żeby wyrzucić z siebie swoją duszę. Wszystko. Okrywała go powoli lodowa pokrywa, niczym zła matka okrywająca swoje dziecko do snu. Chciał zamknąć oczy, lecz nie mógł. Ręka opadła bezwładnie na ziemię. Tak pięknie, tak biało. Wreszcie spokój. Nabrał powietrza w płuca, tak, to ten ostatni raz. Zaraz usłyszy „dobranoc” i dobra kostucha ucałuje go na pożegnanie w czoło. Nawet czuł już jej oddech nad sobą, jej obecność. Zebrał ostatnie siły, żeby otworzyć oczy, tak bardzo chciał ją zobaczyć. Z trudem uniósł powieki. 
„A więc to Ty.” – pomyślał. Wpatrywał się tak bardzo w te piękne tęczówki, nie mógłby ich przecież zapomnieć. Takie piękne. W kolorze ognistego bursztynu. 







* * *

*) (franc.) /i.ne.fabl/niewypowiedziany, niewyrażalny, niewysłowiony. Etym. (łac.) Ineffabilis; prefiks in- (zaprzeczenie); effābĭlis (który może być wyrażony); derywat od:  for, infinitif : fāri (mówić) 



Moi drodzy, 
Oto nadszedł czas pożegnania z przygodami Severusa i Vespery.
Mam nadzieję, że moja miniatura Wam się spodobała. 
Po kliknięciu w napis "KONIEC" zapraszam do odsłuchania piosenki końcowej.
Rozdział dedykuję Sarze. 
Jak zazwyczaj czekam na uwagi i komentarze. 
Pytania tradycyjnie na: SayaVespera

10 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedykację! W końcu to nie byle jaki zaszczyt, poczułam się wyróżniona.
    Trochę smutno, że to już koniec, ale jest to ten przyjemny rodzaj smutku, który towarzyszy zawsze po przeczytaniu pięknej książki. Na szczęście z Vesperą się jeszcze nie żegnamy, co mnie niewyobrażalnie wręcz cieszy. Zacieram już łapki w oczekiwaniu na pierwszy rozdział i nie mam najmniejszych nawet wątpliwości, że będzie doskonały.
    Wracając do V. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój pomysł, aby przeplatać ze sobą sceny z akcji bieżącej i wspomnienia. Daje to niesamowity efekt - jak w filmie, gdy gładko sceny przechodzą jedna w drugą i pozwalają lepiej zgłębić się akcje. Jest też zwiększony efekt napięcia i dramatu z akcji bieżącej. Gdybym nie wiedziała co będzie to pewnie czytałam bym jak na szpilkach :D A i tak emocji przy lekturze jest co nie miara.
    Wrażenia możemy zawdzięczać magicznym wręcz opisom. Naprawdę, applause. Działają na wyobraźnię lepiej niż niejedna niekoniecznie legalna substancja i to w tak korzystny sposób, że tylko się zachwycać.
    Dobrze wiesz jak bardzo podoba mi się to jak Vespera traktuje Dropsa. Panoszy się taki jak mu się żywnie podoba i jeszcze oczekuje, że będzie się bez dyskusji spełniało jego 'prośby'. Ten człowiek naprawdę potrafi działać na nerwy. Przychodzi sobie ot tak, rzuca kilka słów i myśli, że czymś takim załatwi sprawę. Zero klasy (Jay Gatsby not approves) i dobrego wychowania. Większe dobro, sobie wymyślił wymówkę. Vespera z typową sobie gracją i wdziękiem pokazała mu, że jego słowo wcale nie jest prawem i wgl, za tak roszczeniową postawę to powinien być od razu wykopany za drzwi. „Na najbliższą wieczność” <3!!! Lepiej tego powiedzieć nie można było. Silvertongue, devil Vespera.
    Wyostrzona została też ogólna sytuacja na linii frontu Tom-Drops, obaj się szamoczą między sobą, jak małe dzieci, które bardzo by chciały pozabierać sobie nawzajem zabawki. A Sev tak pomiędzy nimi jak odbijana piłeczka ping-pongowa.
    Podkreślenie tego, że Vespera traktuje go z pewnym szacunkiem i uznaniem jak człowieka inteligentnego objawia karygodną postawę wyżej wspomnianych osobników. Cóż, jaki jest Drops każdy widzi. Podejrzewam, że dobrze by mu zrobiła seria takich codziennych szyder, chociaż możliwe, że jest to już przypadek beznadziejny.
    I jeszcze chwyta się takich tanich chwytów.
    „To się nazywa desperacja” <3!
    Oddałaś to jak zmienił się zamek. Jakby był tak powiązany z Vesperą, że w pewien sposób widać po nim jej emocje i reakcje. Ta wszechobecna pustka jest bardzo wymowna. Jakby wszystko wokół stapiało się z nią w pewien sposób.
    Podróżowanie w takich scenach staje się wręcz sportem wyczynowym. Z pewnością niezapomniane i niesamowite wrażenia, ale nie jestem pewna czy miałabym na tyle odwagi, by dać się tak transportować :D. W każdym razie smok jest uroczy. Takie kochane zwierzątko. I jakie użyteczne!
    Moment pożegnania (?!)* Severusa i Vespery jest jednym z takich momentów, które ciężko wyrazić słowami, ale gdy czyta się jak pięknie to ubrałaś można z łatwością wyświetlić sobie ten obraz w wyobraźni i poczuć chociaż namiastkę towarzyszących im emocji. „Do domu” <3
    „Słońce już wzeszło” - uwielbiam tę kwestię, po prostu uwielbiam.
    I ostatnia scena. I tutaj zrodzą się dla większości czytelników pytania! „Umarł? Nie umarł?” Ah. Moim zdaniem odpowiedź się oczywista. Chwila gdy widzi te piękne oczy tej pięknej pani jest taką wisienką na perfekcyjnie udekorowanym torcie. Idealne zakończenie. Inaczej tego określić nie można, po prostu idealne.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, to było po prostu piękne.
    Czytając, czasem miałem wrażenie, iż jestem naocznym świadkiem wszystkich tych zdarzeń, a obrazy mienią się w moich oczach w takt opisywanych przez Ciebie scen. Tak naprawdę, to nie wiem co mogę powiedzieć - lektura piątego rozdziału to kwintesencja przyjemności, czystej, wręcz mistycznej przyjemności, która momentami przepełnia bólem i pozostawia po sobie pustkę, a jednak jest godna hymnów pochwalnych.
    No ale żeby się nie roztkliwiać, to może trochę bardziej rzeczowo: osobiście najbardziej poruszającym momentem była dla mnie część retrospekcji od momentu wyjścia Dumbla z salonu, do przerwy po tym, jak Vespera ogląda przedmiot dany jej przez dyrektora Hogwartu.
    Pełno tam było dynamiki, emocji, plastyczności i wszystkiego, co tylko powinno się tam znaleźć. Czysta perfekcja.
    Opis podróży też zapewniał naprawdę ogromną dozę wrażeń, a pożegnanie się bohaterów było powodem do rozrzewnienia.
    Notowałem sobie błędy, żeby Ci pomóc w ostatecznej edycji tekstu, ale po pewnym czasie przestałem, bo nie mogłem się oderwać od czytania ;).
    Zauważyłem, że czasem masz tendencję, do tworzenia długich zdań, których każda część składowa jest od siebie oddzielona przecinkiem, zamiast myślnikiem, średnikiem, czy kropką:
    -"Minęło już kilka tygodni odkąd przebywał w jej zamku, miał wrażenie, że nie ma pojęcia kim ona jest."
    -"Nagle jego oczom ukazała się Vespera, która wyszła z salonu, zapewne sprawdzała osobiście, czy wszystko zostało należycie przygotowane."
    -"Mężczyzna ruszył wzdłuż pomieszczenia aż dotarł do skromnie urządzonego pokoju, dopiero po chwili zrozumiał dlaczego było tam niewiele mebli i ozdób."
    -"Usta zaciśnięte w gniewie, jednak w oczach szkliło się coś na kształt smutku, bursztynowe tęczówki jakby pociemniały, a może to tylko tak jemu się wydawało?"
    -"Zgodnie z codziennym zwyczajem po śniadaniu udał się do biblioteki, aby wybrać kolejne książki do studiowania, tym razem gdy wszedł i rozpoczął poszukiwania interesujących go tomów miał wrażenie, że jest obserwowany."
    Czasem zdarzają się literówki:
    -"- Skupi się teraz!"
    -"Drzwi ustąpił pod jego naporem, wręcz wbiegł do pokoju."
    -"Ubrana była długą i zwiewną suknię z ciemnobordowego materiału"
    -"Nagle jakby jej tęczówki nabrały żywszej barwy, zupełnie jakby ktoś rozpalił z nich ogień."
    Czasem gubią Ci się przecinki. Sam nie jestem mistrzem interpunkcji, jednak kilka takich przypadków rzuciło mi się w oczy:
    -"Severus odprowadził ją wzrokiem aż do drzwi, lecz zanim wyszła zatrzymała się przy nich tak jakby nagle sobie o czymś przypomniała." - między "tak" i "jakby"
    -"- Severus znajduje się na moim terenie i to tak długo jak sobie tego zażyczy(…)" - "tak długo, jak"
    -"Jednak ten ignorując przytyk ze strony kobiety odpowiedział krótko i zwięźle:" - słowa "ignorując przytyk ze strony kobiety" można potraktować jak wtrącenie, ale nie upieram się przy tym.
    -"trzy, niewielkie schodki." - zbędny przecinek pomiędzy liczebnikiem a przymiotnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do innych błędów:
    -"Czarna szata Riddle’a zdawała się być plamą niczym na impresjonistycznym obrazie, z każdym ruchem czarnoksiężnika przybierała kształty zawiłych pociągnięć pędzlem niczym na obrazie Van Gogha." - powtórzenie "niczym na obrazie" rzuciło mi się w oczy.
    -"Długie zgrabne palce i dłonie zdradzały, że umiała grać na jakimś instrumencie, jeśli nie kilku." - brakuje "na" przed "kilku"
    -"nie mieszaj się nie do swoich spraw." - niekonwencjonalny(:D!) szyk.
    -"Za największy wystrój tego miejsca uchodziła jedna ze ścian przekształcona na zabudowaną loggię, przestrzeń między łukami wypełniały maswerki i witraże" - "główny element wystroju", "najpiękniejszy element wystroju". Stwierdzenie "największy wystrój" implikuje, iż istnieje wystrój mniejszy, ogólnie dziwnie to brzmi.
    -"boski namiastek" - "boski pierwiastek" bądź "namiastka boskości"
    -"Miała na sobie buty na wysokiej cholewie, obcasy i podeszwa były okute metalem." - "na wysokim obcasie" bądź "z wysoką cholewą".
    W Twoim tekście znalazły się również zdania, które bardzo mi się spodobały i mocno na mnie podziałały, np.:
    -"Czasami wydawało mu się, że jej uśmiech i dobre słowo to tylko odruch, savoir-vivre gospodarza, który zabawia swego gościa anegdotą i rozmową."
    -"Kartki zapisane przez szaleńców lub szarlatanów."
    -"Wiatr napierał na szyby niczym intruz chcący włamać się do środka."
    Oprócz tego bardzo podobał mi się również obraz palącej Vespery - oczami wyobraźni widzę ją, gdy tak pełna gracji, lecz również trochę prowokująca jest otoczona kłębami dymu. A na koniec komentarza kilka słów o zakończeniu całej historii - było ono wybitnie nieprzewidywalne. Przez cały czas zastanawiałem się, jak Sev wybrnie z tarapatów, jak dokończy swoją misję itd. itd., a tu nagle coś takiego. Pięknie ukazałaś targające nim emocje i uczucia, te łzy, ten śnieg. Cudowne. I jeszcze te bursztynowe, pełne ciepła oczy, naprawdę można się wzruszyć :).
    Gratuluję, to była nietuzinkowa, nieszablonowa i przede wszystkim zachwycająca miniatura. Warto było czekać, warto było wchodzić z nadzieją na bloga, warto było przeznaczyć cały ten czas na pisanie komentarzy i czytanie, bo w ten sposób czuję się, jakby cała historia była mi dużo bliższa, jakby działa się tuż tuż, jakby wystarczyło wyjść za próg, jakby wystarczyło po prostu dokładnie się przyjrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za tak wyczerpujący komentarz!
      Przede wszystkim cieszę się niezmiernie, że mogłam Tobie (i mam nadzieje innym czytelnikom) sprawić przyjemność tym tekstem. Starałam się dopiąć wszystko na ostatni guzik, pech chciał, że niektóre rzeczy mi umknęły, dlatego dziękuję za poświęcenie i wypisanie błędów czy literówek (chyba powinnam zainwestować w mocniejsze okulary, skoro nie zauważyłam ich wcześniej). Już naniosłam poprawki. Zakończenie było chyba największym wyzwaniem dla mnie, nie chciałam zawieść, naprawdę pisząc je czułam się odpowiedzialna nie tylko za tekst, ale też za to, że czytelnik poświęca czas na lekturę. Dlatego też tak ociągałam się z wstawieniem, czekałam na wizję. Chcę czuć, że prawdziwie "this is my design". No i nie lubię dopowiadać wszystkiego, chcę zostawiać lukę dla interpretacji czytelniczej.
      Dziękuję za wszelkie komentarze i pytania na asku.
      Mam nadzieję, że niedługo (2-3 tygodnie) pojawi się pierwszy rozdział autorskiego, ale nie obiecuję, bo wena jest kapryśna.

      Kłaniam się pięknie,
      ~Saya

      Usuń
  4. Jej. Wow. Jestem pod wielkim wrażeniem. Ten rozdział był taki... przychodzi mi na myśl słowo "eteryczny". Zdecydowanie najlepszy ze wszystkich.
    Uwielbiam Vesperę. Jej kobiecość, tajemniczość, siłę, autorytatywność... wszystkie jej cechy. Cieszę się ogromnie, że koniec miniaturki nie oznacza końca naszej przygody z Vesperą. Podobało mi się strasznie jak zgasiła Dropsa, jak wyraźnie mu pokazała kto tu rządzi, a kto ma się nie wychylać :D Jej cięte riposty są naprawdę świetne. Zaintrygowałaś mnie bardzo tym zegarkiem. Ciekawa jestem jaką przeszłość ma Vespera, kim ona w ogóle jest, co oznacza ten mały, wydawałoby się, że zwyczajny przedmiot.
    Naprawdę niesamowicie opisałaś hulającą na zewnątrz burzę. Wiatr, pioruny, ciemność. To wszystko tak idealnie podkreśliło klimat grozy, smutku, pożegnania. Kiedy stoją przed zamkiem i Vespera kładzie rękę Severusowi na ramieniu... dla mnie w tym momencie czas się zatrzymał. Miałam przed oczami taki wyraźny obraz jak stoją, patrzą na siebie, niebo co jakiś czas rozświetla błyskawica, a wiatr szarpie ich szatami. Ten moment jest dla mnie taki magiczny, spokojny, nawet nie wiem jak to określić.
    Bardzo mi się spodobało też, że przeplatasz wspomnienia z obecnymi wydarzeniami. Daje to niesamowity efekt.
    Jestem pełna podziwu dla Twojej wyobraźni. Pomijając już samo to w jaki sposób opisujesz wszelkie budynki i wnętrza, ze wszystkimi detalami to do tego jeszcze transport Severusa. Wow... w życiu bym na coś takiego nie wpadła i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś. To jak lecieli jako dym, a potem na smoku, wszystkie odczucia Severusa, jego myśli - świetnie opisane. Osobiście chyba bym czegoś takiego nie przeżyła z moją chorobą lokomocyjną :D
    Końcówką całkowicie, kompletnie mnie zaskoczyłaś. Byłam w takim szoku, że nawet nie zdążyłam się popłakać, ale niesamowicie się wzruszyłam. Pięknie opisane! Najpierw pożegnanie, a potem cała śmierć Severusa, drętwienie kończyn, upływ krwi i na koniec te oczy... "W kolorze ognistego bursztynu." Cudo.
    Teraz pozostało nam z niecierpliwością czekać na pierwszy rozdział autorskiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Alex,

      Bardzo się cieszę, że rozdział tak się podobał. Włożyłam w niego sporo pracy i jak widać opłaciło się. :)
      Odnośnie do dialogu Vespera-Dumbledore to miałam dużo wątpliwości, czy wyszedł tak jak powinien, ale po twojej reakcji utwierdzam się w przekonaniu, że tak! A co do Vespery to jeszcze przez długi czas będę ukrywać to, kim tak naprawdę jest i jakie znaczenie ma dla niej ten zegarek. Taka już jestem złośliwa autorka.
      A co do transportu od początku wiedziałam, że Vespera zamienia się w ten dym i potem przyszło mi na myśl: "A jakby tak dołączyć do tego Severusa?". Ze smokiem miałam pod górkę, bo nie wiedziałam, czy nie przegnę z poziomem "epickości" w całym tekście, Koniec końców wyszło chyba zgrabnie.
      Koniec, cóż, muszę przyznać że "śmierć Severusa" nie jest taka pewna, biorąc pod uwagę to czyje oczy zobaczył.
      Jednak postanowiłam zostawić wolną rękę w interpretacji czytelnikom, nie lubię podawać wszystkiego na tacy!

      Do zobaczenia w pierwszym rozdziale autorskiego (mam nadzieję, że już niedługo)
      ~Saya

      Usuń
  5. Ciekawa miniatura, nie mogę się doczekać Autorskiego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i donoszę, że praca nad Autorskim w toku. :)

      Usuń
  6. No kobieto...wielkie brawa!
    Dotarłem do końca miniatury i jestem oczarowany tym jak ją zakończyłaś. Nie wiem czy prawidłowo zinterpretowałem ale odniosłem wrażenie, że te wszystkie wydarzenia...Vespera...że to był tylko sen Snape'a.
    Piszesz piękne opisy, które bardzo precyzyjnie oddają świat przedstawiony.

    Miniatura sprawiła że mam ogromną ochotę przeczytać Autorskie. WENY! :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że jesteś tym typem czytelnika, który lubi grę z interpretacją tekstu!
      Zakończenie jest niejednoznaczne, możesz sobie wybrać taką ścieżkę, jaka Ci najbardziej odpowiada.
      Niechętnie tłumaczę i sama narzucam "klucz" do zrozumienia tekstu innym, bo sama tego nie lubię.
      Niemniej twoja wizja jest bardzo dobra! Na pomysł takiego zakończenia wpadłam przy samym pisaniu, więc tym wielka radość, ze udało mi się osiągnąć taki efekt.
      Myślę, że pierwszy rozdział Autorskiego pojawi się jakoś w ten weekend, bo nie ukrywam, takie komentarze bardzo podnoszą poziom weny i sprawiają wiele radości!

      Mam nadzieję, że do zobaczenia/napisania przy kolejnym tekście!
      ~Saya

      Usuń